2010-10-19

PiS jak Żydzi, III RP jak III Rzesza

Wtedy też tak było. "Völkischer Beobachter", "Der Stürmer", kroniki filmowe, radio - powoli, ale nieustannie odzierali Żydów z godności, z człowieczeństwa. Przy pomocy pseudonaukowych "analiz", "satyrycznych" rysunków, krążących "dowcipów". Sam Führer i jego ministrowie, urzędnicy wskazywali w każdym wystąpieniu na to, iż to przez Żydów źle się dzieje w III Rzeszy, że bez nich to byłby raj na Ziemi.

I coraz bardziej rosła nienawiść wobec sąsiada, kolegi z pracy, czy ze szkoły. Aż w końcu pojawiły się na murach i witrynach sklepów napisy "Juden raus!" i Gwiazdy Dawida zawieszone na szubienicy. Potem pierwsze demolki i podpalenia - sklepów, synagog, domów, pierwsze zabójstwa.

***


U nas (?!), tu i teraz - zaczyna się tak samo, a w zasadzie eskaluje, bo zaczęło się pięć lat temu. Od "szkoda Polski", "życzę temu krajowi jak najgorzej" i "moherowych beretów". Pamiętacie? To było po wyborach 2005, a te trzy cytaty to Komorowski, Kuczyński i Tusk. Cytatami tych i kilku innych szuj można by zapełnić sporą książeczkę... "Kaczyńscy są źródłem wszelkiego zła. Zwłaszcza Jarosław Kaczyński". "Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię!". "Będę strzelał jak do kaczek tylko powstrzymuje mnie teraz okres ochronny dla ptactwa". "Wyginiecie jak dinozaury". "Trzeba przestać uważać bydło za niebydło". "Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy, a skórę wystawimy na sprzedaż"...

To były słowa, tylko (?) słowa, heh. Ale na Krakowskim Przedmieściu zaczął się nowy etap. Poniżanie, plucie i szarpanie niewinnych ludzi przez pijany motłoch Tuskjugend, przy biernej postawie psiarni (te mendy nie zasługują na nazwę policja) - jak siedemdziesiąt parę lat temu w III Rzeszy. Tam były "śmierdzące, zawszone parchy", tu - "śmierdzące, zawszone mohery i pisiory".

A listy proskrypcyjne? Na razie niewinnie - ot, ankieta na prywatnej uczelni dziennikarskiej... A ostracyzm, jaki odczuwają w pracy, czy w szkole ci, którzy mają poglądy inne od rządzącej szajki i lansowanych w mendiach?

***


Od dzisiaj Tuskjugend ma nowego bohatera - starego debila, który z nienawiści zamordował jedną osobę, a kilka zranił. Zaczęło się "dożynanie watah" na serio. Peowski nazizm przeszedł od słów do czynów.

***


Czy przesadzam? Ani trochę. Ta spirala nienawiści jest dalej podkręcana. Wystarczy posłuchać mediów, poczytać / posłuchać kurwy dziennikarskie, zajrzeć na fora onetu, tvn24 itp. A wybitnie żałośnie i na kilometr śmierdząc hipokryzją wypadają takie teksty, jak "apel" Igora Janke w S24, żeby "zachować spokój". Jednocześnie w tymże S24 na stronie głównej wiszą rzygowiny starej esbeckiej francy Rudeckiej w najlepszym stylu "Der Stürmer", które streścić można krótko - to, że ktoś strzela do Żydów, to wina Żydów, bo po chuj istnieją? Ups, miało być "pisiorów", a nie Żydów, ale co to za różnica w końcu? Prawie żadna, jak między III RP, a III Rzeszą.
Boże przebacz, że przez trzy lata pisałem w tym Szambie24.

***


Na koniec - ku przestrodze - słowa, zapisane zbyt późno i na próżno. Zapisane w 1942 roku w Dachau, przez pastora Martina Niemöllera:

Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem komunistą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po katolików, nie protestowałem. Nie byłem katolikiem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.

***


Kondolencje dla rodziny Pana Marka Rosiaka.


_____________________________________________________________________________________

2010-08-30

Sierpień '80. Trzydzieści lat minęło.

Czytam i słucham. I ręce opadają. Bo najwięcej do powiedzenia o tym, czym była "Solidarność" i sierpień sprzed trzydziestu laty mają ci, których nie było wówczas nawet w planach, albo jeszcze lali w pieluchy. No i ci, którzy w "Trybunie Ludu" grzmieli na "warchołów z Wybrzeża", a dzisiaj komentują w TV w stylu "walczyliśmy", "zrobiliśmy"... Farsa, jak prawie wszystko w tej potiomkinowskiej wsi ochrzczonej III RP.

Część komentatorów widzi w strajkach 80 roku robotę esbecji i jakiejś tajemniczej frakcji w pezetperze, która chciała obalić Gierka. Część pisze pogardliwie o "robolach", którzy chcieli tylko michy i "socjalizmu z ludzka twarzą", a jeszcze inni spierają się, kto jest "prawdziwą legendą" i dlaczego Wałęsa. A od paru godzin - Henryka Krzywonos. W 50-tą rocznicę dowiemy się zapewne, że to wszystko dzieło Tuska i Komorowskiego, przy udziale paru dziennikarzy, jak Igor Janke, który ma ostatnio obsesję na temat "posiadania jaj", więc panią Henrykę uznał za "kobietę z jajami" i zachwycił się tak, jak nigdy ś.p. Anną Walentynowicz. Pojedź sobie Igor do Nowego Portu i rozpytaj dawnych sąsiadów nowej "ikony". Ale to tak na marginesie.

Solidarność (będę pisał dalej bez cudzysłowu) to nie facet, który skoczył motorówką przez płot. To nie doradca WZZ ś.p. Lech Kaczyński. Nie Borowczak, nie ś.p. Aram Rybicki, nie ś.p. Maciej Płażyński. I nawet nie ś.p. Anna Walentynowicz. To są myślowe skróty, niezbędne czasami symbole. Solidarność to te tysiące ludzi pod stocznią, dodające otuchy tysiącom po drugiej stronie płotu. To ci, którzy objeżdżali Trójmiasto usiłując kupić coś do jedzenia i ci, którzy z tego robili strawę dla strajkujących. Ci wszyscy, którzy pierwszy raz naprawdę poczuli, że nie są skazanym na wegetację motłochem.

I gówno prawda, że szło o michę. Gdyby szło o michę, to motorowodniak z ul. Polanki przy wsparciu tzw. "intelektualnej opozycji" zakończyłby strajk po paru dniach. Bo wśród tych, którzy roznosili zarzewie solidarności po Polsce byli i tacy, którzy na pustą michę nie mogli narzekać. Ludzie zwyczajnie mieli już dość kłamstwa, iście goebbelsowskiej propagandy tow. Szczepańskiego. Wolność słowa, stowarzyszeń, związków - mówi wam to coś, specjaliści od sprowadzania solidarności do wódki i kiełbasy? Gówno prawda, że to były postulaty "intelektualistów" z Warszawy. To były postulaty zwykłych, anonimowych ludzi. O tym się mówiło w tłumie pod stocznią, gdzie ludzie rzucali się na każdą ulotkę, na każdy wolny tekst. Nie na kiełbasę. Można znieść biedę, a nawet znosić ją w nieskończoność, ale nieustannego upodlenia - nie.

Solidarność to byli ludzie na ulicach Trójmiasta, jak nigdy przedtem życzliwi wobec siebie nawzajem i pełni niewypowiedzianych nadziei, że ta piramida kłamstwa i upodlenia wkrótce runie. To pijaczek z sąsiedztwa, który zawziął się i przestrzegał narzuconej prohibicji. W poczuciu solidarności właśnie i w poczuciu, że dzieje się coś, co nie pozwala mu już myśleć o sobie wyłącznie w kategorii "ja".

Przed oczami przesuwają mi się niewyraźne obrazy, spatynowane przez czas. Zwykle zmęczona i opryskliwa ekspedientka, która nagle wyszlachetniała i wypiękniała zwyczajną ludzka godnością. Kolejarz z przypiętą do bluzy munduru karteczką z ręcznie wykaligrafowanym napisem "Solidarność". Ludzie, składający kwiaty pod bramą stoczni. Esbeckie mordy w tłumie, rozpoznawalne na kilometr po standardowym cywilnym wdzianku z gównianego jeansu, co dzień inne. Kamerzyści z milicji, filmujący tłum z balkonów wieżowca przy stoczni, w którym mieszkali "radzieccy inżynierowie".

Z powodu strajku komunikacji miejskiej został zwinięty cyrkowy namiot, w którym Teatr STU wystawiał "Szaloną lokomotywę" na motywach z Witkacego. Ale na Placu Zebrań Ludowych sowiecki cyrk przedłużył występy o tydzień. Na słupach z plakatami "Cyrk Radziecki" pojawiły się sztrajfy z napisem "Ostatnie dni!" Śmiech przechodniów, choć przedwczesny - to też była solidarność.

Czymże ona w końcu była, ta solidarność? Myślę, że nie opisem, a nadzieją. I co gorsza - nadal jest. Tylko, a może aż nadzieją.

_____________________________________________________


P.S. Dzisiaj "gwiazdą" jest p. Krzywonos, której bohaterstwo opiewają pryszczate lemingi i niedouczeni dziennikarze. Polecam poświęcony jej tekst autorstwa leszka.sopot, który to tekst został przez bezjajeczny Sralon24 wciśnięty gdzieś w rejony piwniczne, bo inaczej ktoś mógłby to przeczytać i cały pogrzeb na nic :)

2010-08-25

Bareja wiecznie żywy

Pamiętacie scenę z "Misia", w której syn odprowadza matkę na krajowe Okęcie? Bileter nie chce wpuścić go na salę odlotów i sugeruje, że może "pożegnać matkę machaniem z tarasu widokowego". Okazuje się jednak, że przy wejściu na taras wisi wywieszka: "Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu"...

Okazuje się, że podobne poczucie humoru kwitnie 30 lat później, w tzw. III RP. Oto, co figuruje przy wejściu do Urzędu Pocztowego nr 12 w Słupsku:


Dla informcji - odległość pomiędzy UP 12 w Słupsku a UP 50 w Gdańsku to mniej więcej 140 km... :)

Dla niedowiarków - tutaj tabliczka informacyjna w pełnej okazałości :)

Pozdrowienia dla wszystkich miłośników S. Bareji!


______________________________________________________________________

2010-08-07

"Klaskaniem mając obrzękłe prawice..."

Pan europoseł Marek Migalski okrutnie się zeźlił na większość komentatorów pod swoją notką pt. "O tym dlaczego wczoraj klaskałbym w Sejmie". No wiadomo - gawiedź czyta i nie rozumie, że pan europoseł, gdyby był pl-posłem, to wczoraj w sejmie stawałby na baczność i klaskał B. Komorowskiemu z szacunku dla URZĘDU (jak sam napisał w dyskusji pod notką, wielkimi literami, ma się rozumieć). Choć przecie przyznaje, iż jego zdaniem ta prezydentura będzie raczej straconymi dla Polski latami.

Dowcip zaś leży gdzie indziej, a mianowicie w tym, iż wedle pana europosła nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na zaprzysiężeniu to błąd taktyczny, pijarowy i dawanie pretekstu do ataku przeciwnikowi. To prawdopodobnie, w dość nieporadny sposób chciał przekazać gawiedzi pan europoseł. Ino gawiedź nie pojęła. Cóż, nie tylko gawiedź nie pojmuje mądrości pana posła, ale i sam pan poseł nie błysnął intelektem...

Po kolei.

1/ Czy pan kojarzy, panie pośle, takie pojęcie jak hipokryzja? Podam dobry przykład - Donald Tusk na zaprzysiężeniu ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Bardzo go szanował, prawda?

Mnie cieszy, że Jarosław Kaczyński hipokrytą nie jest. Poza tym musi pamiętać, jak obecny prezydent "ciepło i z szacunkiem" wyrażał się o jego bracie.

2/ Jest pan na maksa naiwny, albo udaje głupiego, a wraz z Panem tacy komentatorzy, jak Janina Jankowska, czy Wojciech Wybranowski. Gdybym był 10 razy głupszy i 10 razy bardziej naiwny, niż jestem i tak nie miałbym wątpliwości, że gdyby Jarosław Kaczyński był na zaprzysiężeniu, to nazajutrz media pełne byłyby jego zdjęć, z których wynikałoby, iż pan prezes tłumi niechęć, krzywi się z obrzydzeniem, patrzy tak, jakby chciał kogoś zabić. To żadna sztuka z 1000 klatek wybrać taką, jaka się "nadaje". Artykuły i komentarze zaś pełne byłyby stwierdzeń, iż prezes znowu udaje lepszego, niż jest - jak w kampanii. Bo gdyby nie udawał, toby nie przyszedł...

Na szczęście nie przyszedł. Nikt na jego miejscu by nie przyszedł gratulować ludziom, dzięki zaniedbaniu których doszło do śmierci prawie setki osób i którzy maję to gdzieś.

3/ PR. Że niby to, co robi Kaczyński psuje PR partii. He, he, he. Jakbyś się pan, panie Marku nie odwrócił - dupa zawsze będzie z tyłu. W nienormalnym kraju, jak Polska, w którym istnieje właściwie już monopol medialny jak za nieboszczki PZPR i tak nie ma szans na dobry pijar i tak. Wytresowane przez media bydło i tak kupi tylko to, co doń dotrze z przekaziorów, a te ze wszystkiego zrobią taka papkę, jaka najbardziej bydłu smakuje. Pieprzyć PR, robić swoje. Lemingi i tak was nie posłuchają i zdania nie zmienią.

Jest takie powiedzenie: "Nie dyskutuj z idiotą, bo cię sprowadzi na swój poziom i pokona doświadczeniem". Ta sama zasada dotyczy PR-owskiej walki z PO. Nawet nie to, że są lepsi, bo seria idiotycznych wpadek podczas kampanii prezydenckiej pokazała, że to wyjątkowi amatorzy i cieniasy. Ale za nimi stoją prawie wszystkie liczące się media. Zatem po co się napinać? Odmóżdżonego elektoratu PO i tak nie przechwycicie, a swój możecie stracić.

4/ "Szacunek dla urzędu", panie pośle, to obśmiał już Gogol jako wyjątkowo obmierzłą cechę ludzi żyjących w Cesarstwie Rosji. Szacunek można mieć wyłącznie dla człowieka i jego zasług, a nie dla krzesła, czy żyrandola. Czy pan się kłania w pas przechodząc obok skarbówki albo Belwederu? Nie? A dlaczego? Przecież to budynki, w których mieszczą się setki i dziesiątki "miejsc urzędowych", istotnych w organizacji "demokratycznego państwa"! I być może da się tam znaleźć jakiegoś godnego szacunku urzędnika, choć to w zasadzie nieistotne, jako że kieruje panem ponoć "szacunek dla urzędu", a nie dla konkretnej osoby ten urząd pełniącej...

Zwyczajnie jest mi głupio, że pan tak głupio argumentuje, tak w rusko-bizantyjskim stylu...

I jeżeli PiS przerypie kolejne wybory, to większa w tym będzie zasługa takich jak pan "taktyków", niż moherowych babć broniących krzyża przed pałacem.

2010-07-02

Moskaliki

Zajrzawszy na Salon24 trafiłem na blog laenii, który rozbawił mnie do łez, a jednocześnie wywołał odruch szacunku, należny komuś, kto wskrzesza tradycję. Ponieważ ze zrozumiałych i znanych moim szanownym Czytelnikom względów nie mogę (i nie chcę!) komentować w S24, zmuszony jestem do napisania tego nudnego wstępu, zanim wrzucę kilka moskalików własnych.

Cieszę się po raz kolejny, że jestem tutaj, na blogspocie, a nie w S24, w którym debilni cenzorzy spacyfikowaliby mnie w 3 sekundy, jak to zwykle miało miejsce.

Ale dość wstępów - są zawsze nudne. Przejdźmy do moskalików:

Kto na Bronka jest gotowy
Oddać głos, bo kocha Ruska
Temu przeor z Częstochowy
Wsadzi w dupę trampki Tuska


Kto uważa, że Bronisław
Zrobi z Tuskiem cudów serię
Tego zerżnie proboszcz z Klewek
I Bin Laden na baterie


Kto głosuje dziś na Bronka
Ten jest kutas bladolicy
Będzie spijał szczyny Bolka
Z parafialnej kropielnicy

Ten, kto ceni Palikota
I uważa, że jest trendy
Wpierdol spuści mu Gołota
Jaja zaś oblezą mendy


Biedny jest zaiste wielce
Elektorat platformiany
Wie już, po co są widelce
nie wie, że jest wciąż ruchany

Komu nie przeszkadza Rycho
Grzechu, Miro oraz Zbycho
Temu Kokosz oraz Kajko
Utną fiuta bałałajką

Kto Kaczora ma za zmorę
I nic a nic nie poważa
Niech głosuje na Kamorrę
Będzie srał do kałamarza

Kto uwielbia "pana hrabię"
I głosować nań zamierza
Pop mu wsadzi w dupę grabie
A kapucyn wetknie jeża

Kto uważa, że Bronisław
Jest dla Polski rozwiązaniem
Temu katecheta Zdzisław
Spuści kuśką tęgie lanie

Kto nie zrzygał się na widok
ubek-hołdu dla prymasa
Ten doprawdy to jest bidok
Zamiast mózgu ma kutasa

4. lipca - święto usa
Ale u nas też wybory
Kto wybierze sługę Rusa
Będzie wenerycznie chory


Kto uważa, że pan Bronek
Wolnej Polski stworzy zręby
Temu Niesioł oraz Donek
Będą srać do głupiej gęby

Kto uważa, że to koniec
Mej złośliwej wytwórczości
Temu trzej klerycy z Wronek
Miękkim chujem złamią kości


***


P.S. Peowskim wykształciuchom nie zamierzam tłumaczyć, co to są moskaliki, bo i tak hołota nie pojmie. Zwłaszcza, że niektóre z powyższych nie są ortodoksyjnymi utworkami.

2010-06-28

Będzie o futbolu... bez obrazków :)

O futbolu, bo polityka jest nudna do zrzygania. Wybory prezydenckie i tak rozstrzygną się za tydzień i kto do dzisiaj nie zajarzył, jakim kmiotem i porażką jest kandydat WSI, ten i tak nie zatrybi. Ciekawsze rzeczy dzieją się na południowoafrykańskich mistrzostwach, choć i tu kibolstwo bierze górę.

A na mistrzostwach w RPA ubywa faworytów. Nad finalistami poprzedniej imprezy nie będę się pastwił zanadto, bo jednak coś we mnie zostało z chrześcijańskiego wychowania i nauki. Gwoli sprawiedliwości napiszę jednak, że odsądzany od czci i wiary trener Afrofrancji Domenech w jednym się nie pomylił, a mianowicie w opinii, iż "moi piłkarze to imbecyle". Afrofrancji mi nie żal, ale Francji - tak.

Anglicy odpadli w 1/8 i też mi jakoś ich nie żal. I nie sądzę, że ślepota urugwajskiego arbitra wpłynęła na to, że Angole właśnie się pakują. Afroanglicy po prostu nie mieli drużyny, nie mieli zespołu, w przeciwieństwie do zespołu Reszty Świata, grającego pod szyldem Deutscher Fußball-Bund. Joachim Löw potrafił zrobić z tej zbieraniny zespół grający atrakcyjny, zupełnie nie-niemiecki (trudno się dziwić...) futbol, a przede wszystkim - grający skutecznie. Taka prawda - czy się to komuś podoba, czy nie.

Brazylia, murowany faworyt od zawsze - nie zachwyca. Owszem, canarinhos potrafią zrobić z piłką cuda i to nie w reklamówce Nike, ale na boisku; potrafią strzelić nieprawdopodobne bramki (pomijam "ręczne wspomaganie"), z łatwością wyprowadzać akcje i z równą łatwością odebrać piłkę przeciwnikowi, ale "ustawka" na remis z Portugalią mocno zniesmacza. Lubię patrzeć na Brazylijczyków, bo tam jest mało schematu, mimo wysiłków trenera Dungi i jeśli nie dadzą dupy w meczu z Chile, to pozostaną moim faworytem do majstra.

Holandia to z kolei futbol nudny, acz chimeryczny, znany do mdłości z LM. "Europejski styl" w pełnej krasie, ale bądźmy szczerzy - dotąd Holendrom jeszcze nie zdarzyło się zagrać z naprawdę dobrym przeciwnikiem. Słowacja też na takiego nie wygląda, zatem sprawdzian pewnie nastąpi dopiero w ćwierćfinale i wtedy okaże się, co są warci "pomarańczowi". Na razie to niewiadoma i lepiej się nie napalać, bo wystarczy przypomnieć sobie, jak Holandia została ograna przez Ruskich w ME.

Portugalia. Cóż, jedna Krystyna wiosny nie czyni, zwłaszcza gdy reszta zespołu gra w niższej klasie rozgrywek. W sumie też nie wiadomo, co z nich będzie, aczkolwiek uważam, że maks to ćwierćfinał, a potem do domciu.

Hiszpania to wielkie ambicje, jak zwykle, ale mistrzowie Europy rozczarowują maksymalnie. Chaos, opanowywany tysiącem bezproduktywnych podań między najbliżej stojącymi zawodnikami - z tej mąki chleba nie będzie raczej, to smętna piłka, jaką pamiętamy z występów pewnego katalońskiego klubu...

Argentyna pokazała do dzisiaj, że nie ma drużyny, a co najmniej dobrej pomocy. Masa gwiazd grających na pałę, obrona rozkojarzona, pomocy brak, przebłyski geniuszu u napastników. Tak można dojść do ćwierćfinału, ale co dalej? Nawiasem mówiąc zabawne są te globalne zachwyty nad gwiazdorem prowincjonalnego klubu, czyli Messim - chłopak jak do tej pory nie uzasadnia zachwytów i aktów strzelistych na jego cześć... W cieniu zaś pozostaje świetny rezerwowy wielkiego Realu Madryt, czyli Higuain, który strzelił już cztery bramki... Może nie najpiękniejsze, ale Gerd Müller też nie popisywał się efektami, za to był efektywny wyjątkowo. Tylko że Gerda doceniano, a Gonzalo w cieniu...

Co będzie dalej? A któż to może zgadnąć! Futbol jest nieprzewidywalny, sędziowie bywają ślepi, nikt nie zna konszachtów FIFA z bukmacherami, zatem może zdarzyć się wszystko. Póki co najlepsze wrażenie wywołuje drużyna Deutscher Fußball-Bund, Brazylia jest niewiadomą, a reszta dość cienka. Może najbliższe mecze trochę rozjaśnią obraz...

2010-06-21

Powyborcza mapa Polski

Jak po każdych wyborach, komentatorzy "analizują" rozkład głosów na poszczególne opcje w zależności od miejsca zamieszkania wyborców. A mnie już zabrakło zdziwienia na te głupoty, które cyklicznie od lat czytam, że "kongresówka", że zabór pruski, austriacki... Że "porosyjski" zabór tak, a "poniemiecki" - siak.

A rzecz naprawdę jest znacznie prostsza i nie wymaga cofania się w czasie do czasów króla Popiela. Kluczem jest to, co wydarzyło się po 1945 roku.

Polska jest podzielona, to fakt, ale nie na zamożny, wykształcony zachód i północ, oraz na biedne i ciemne południe i wschód. Polska jest podzielona na "tutejszych" i "nietutejszych".

Od urodzenia mieszkam na tzw. ziemiach odzyskanych, choć były różne przerwy :) I od razu napiszę wprost - wielka liczba mieszkańców tych terenów, to ludzie "nietutejsi". Ich przodkowie, pierwsi osiedleńcy po 1945 r. zostali przez wojnę wyzuci z ojczyzny - tej małej, i tej dużej. Przewieziono ich w bydlęcych wagonach na tereny, o których do powstania DDR nie było wiadomo, czyje ostatecznie będą. Trwali tak w zawieszeniu nie tylko te kilka powojennych lat.

Można się zaśmiewać z Pawlaka i Kargula, którzy szybko przenieśli swoją "małą ojczyznę" na nowy grunt, jak bardzo byli zapobiegliwi i gospodarni. Tacy też byli, owszem. Ale mentalność większości tych pierwszych "osadników" widać do dziś i sprowadza się ona do cytatu z piosenki Kuby Sienkiewicza - "przewróciło się, niech leży". Tak właśnie najczęściej wyglądają gospodarstwa - od Dolnego Śląska po Pomorze, z niewielkim obszarami schludnymi i "porządnymi", jak w Wielkopolsce, czy na Kaszubach. No tak, ale ci gospodarze byli tam od zawsze, nie wzięli się z transportu zza Buga.

Kto nie wierzy, niech się sam przekona - zaczęło się lato, można sobie zrobić w ramach urlopu pouczający rajd po Polsce i porównać "obie ściany".

Inni nietutejsi, zwłaszcza w północnej Polsce, to Ukraińcy przesiedleni w ramach akcji "Wisła". Za komuny np. w dawnym woj. koszalińskim były całe miasteczka i wsie zamieszkałe przez Ukraińców. W kościołach odbywały się msze w obrządku grekokatolickim. Ci ludzie też zostali kiedyś pozbawieni dawnej ojczyzny i podobnie jak bardzo wielu zabużan - niespecjalnie odczuwali przywiązanie i sympatie do Polski.

Dużą część ludności z tych terenów stanowili też tzw. pegeerowcy (co nie jest osobną grupą, bo pegeerowcami byli i zabużanie, i Ukraińcy). Zwróćcie uwagę, gdzie były największe i najliczniejsze pegeery - właśnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Prywatnych gospodarstw było bardzo mało, bo warunki "sprzyjały" PGR-om - ogromne, raczej płaskie pola. Kaszubi w większości się uchronili przed "kolektywizacją", bo nawet durni komuniści zdawali sobie sprawę, że najczęściej małe, strome i kamieniste poletka nie nadają się pod kombajny. No i w końcu ktoś musiał coś produkować, a nie tylko marnować.

Dlaczego o tym piszę? O tych dawnych historiach? Ano dlatego, że to nie są tak odległe czasy, jak rozbiory i dlatego, że te wydarzenia sprzed pół wieku ukształtowały mentalność wielu pokoleń, łącznie z najmłodszym.

Po pierwsze - wyzucie z ojczyzny i słabe więzi z "nową, ludową Polską", w konsekwencji - z Polską w ogóle. W niektórych wypadkach - nawet nienawiść lub pogarda wobec Polski.

Nie twierdzę, że to norma, ale z próbki losowej, znanej mi osobiście zakładam, że myślenie w kategoriach patriotycznych dla większość tych ludzi było i jest obce. A ponieważ poglądy i mentalność najsilniej kształtuje najbliższe środowisko, rodzina - jest jak jest.

Ale to tylko jedna strona medalu. Druga to coś, co można określić jako "mentalność popegeerowską", choć nie dotyczy to wyłącznie tego środowiska. Wedle tejże mentalności ukraść - jest dobrze. Wyrolować "karbowego" - czy to kierownik PGR-u, czy prywatny pracodawca - jest dobrze. Być cwaniakiem - jest dobrze. Robić cokolwiek najmniejszym nakładem sił przy możliwie największych korzyściach - jest dobrze. Taki etos był i jest najzupełniej normalny i akceptowany u ogromnej liczby "nietutejszych" - kilka pokoleń na to się złożyło.

Nie dziwi mnie zatem nic a nic, że tutejsi "nietutejsi" wolą UE, niż RP, że podobają im się cwaniaki, że nieróbstwo i "przekręty" nie wywołują u nich dezaprobaty, a wręcz przeciwnie - "swoi chłopcy i dziewczęta, tak trzymać!". Na szczęście Polska "tutejsza", Polska ludzi niewykorzenionych, nie przemielonych i zatomizowanych nadal jest jeszcze liczna. Polska tych, którzy i przed zaborami żyli na tej samej, swojej ziemi, którzy ciężko pracowali na każdy swój sukces, wśród których "Bóg, Honor i Ojczyzna" to część rodzinnej tradycji, a nie propagandowe hasełko "ciemniaków".

2010-06-19

Coluche. 28.X.1944 - 19.VI.1986

24 lata temu zginął w wypadku motocyklowym, potrącony przez ciężarówkę, która stała się bohaterką piosenki Putain de camion ("Kurewska ciężarówka").

Coluche - wolny człowiek, jeden z moich najbardziej ulubionych ludków lat pierwszej młodości... Tzw. komik, kabareciarz. Wolny człowiek, który nie znosił stada - jak ja. Zodiakalny skorpion - jak ja. Skazany w armii za niesubordynację :)

Facet, który kochał życie, kobiety, alkohol, śmiech i szybkę jazdę. Który, w moje urodziny, cóż to był za prezent! - jako pierwszy w historii kabareciarz postanowił wystartować w wyborach prezydenckich, żeby był większy burdel :))

Który mówił 30 lat temu: Najlepszy kandydat to ten, który najlepiej wypada w telewizji. Ludzie nie głosują na prezydenta, tylko na to, co widzą w telewizji.

Który wkurwiał medialny establishment: Les journalistes ne croient pas les mensonges des hommes politiques, mais ils les répètent, c'est pire! ("Dziennikarze nie wierzą w kłamstwa polityków, ale je powtarzają! To jest jeszcze gorsze!")

Prawda, że prawda?

Uwielbiałem faceta, za te jego teksty, że nie jest rasistą, bo jego pies jest czarny. Że największy pechowiec wszechczasów to Gagarin, bo zapierdalał naokoło globu, a i tak wylądował w Sowietach :) Że kapitalizm to wyzysk człowieka przez człowieka, a w socjalizmie jest odwrotnie... :)))

Kurde, brakuje dzisiaj takiego "głupka i komedianta". W Europie, nie tylko w Polsce...

Zastanawiacie się, czy słyszeliście o Coluche'u? Znacie go. Kinomaniacy znają go jako zdobywcę Cezara dla najlepszego aktora, inni na pewno widzieli go choćby u boku Louisa de Funesa w "Skrzydełko, czy nóżka".

Drogi Coluche, Wolny Człowieku - brakuje Ciebie tutaj, na ziemi. Tam, gdzie jesteś, na pewno wszystkim jest weselej... Ale dobrze, że nie oglądasz teraz mistrzostw świata w piłce nożnej. Z pewnością zmartwiłbyś się, że spośród afrykańskich drużyn największy zawód sprawia Francja... ;-)

2010-06-18

Historia się powtarza...

Obrazek takiej sobie sobie jakości, bo z MMS-a... Spuśćmy pojutrze wąsatego idiotę tam, gdzie jego miejsce. Na śmietnik. Bo Polska jest najważniejsza.

2010-05-18

Noc żywych trupów

Kampania powoli się rozkręca, co mnie deczko irytuje, bo za dużo cennego czasu poświęcam na te karykatury polityków, no ale taki już los ciekawskiego ludka, że lubi być na bieżąco :(

W sobotę odbyła się w Polsce tzw. Noc Muzeów. Najwyraźniej, ze względu na transmisję TV, w łazienkowskim Pałacu na Wodzie pozostawiono część eksponatów do niedzieli włącznie, choć lepszy byłby dla nich magazyn u madame Tussaud, niż łazienkowski pałac.

Kustosz tej rupieciarni, czyli kandydat do urzędu prezydenta RP Bronisław hrabia von Server Not Found Komorowski, przeszedł sam siebie. Nie chcąc pozostać w tyle za czołowym okazem ze swojej menażerii, czyli Władkiem Fiki-Miki Bartoszewskim - obraził w krótkich trepowskich słowach Poznaniaków, Krakusów i Szkotów. Ale to był, wicie rozumicie żołnierze, taki kurwa dowcip.

Mimo to gajowy Bronek nie dorównał Skaczącemu Władkowi, który pojechał swoim zwapniałym yntelektem po Grekach, Rumunach, Bułgarach, mieszkańcach Rwandy i Burundi, a na dokładkę po miłośnikach futrzaków.

Inny sklerotyczny dziadzio, czyli reżyser Andrzej Za Całokształt Wajda, ogłosił wojnę domową, a w swym szaleństwie zdobył się na szczerość i przyznał głośno to, co wielu podejrzewało od lat - że "obiektywna" TVN i "ta druga prywatna stacja" to de facto tuby miłościwie panującej nam Placformy.

Działo się, oj działo podczas transmisji z tego zoologu... Komediant Chyra nie obkuł za dobrze tekstu i zapomniał, kogo kazali mu popierać. Inny komediant, niejaki Materna, rozbawił gawiedź dowcipem, że on teraz wyłącza rozum. To tak jakbym ja oznajmił, że wyłączam elektrownię atomową (podpowiedź dla lemingów z PO - nie mam elektrowni atomowej).

Szansonistka Jackowska Kora wyznała, że drogiemu kandydatowi oddałaby wszystko, całą siebie. Z wyjątkiem pieska. Menopauza bywa rozpaczliwa, niestety. Inny zawodowy przygłup, czyli satyryk Majewski Marek zasmuciłby "drogiego Bronisława" (jak hrabiego gajowego nazwał Donald Tusk), śpiewając kuplety o tym, że charyzmę mają psychopaci - wszak człowiekiem charyzmatycznym nazwał gajowego sam tow. Jaruzelski. Napisałem, że "zasmuciłby", a nie, że zasmucił, bo nasz gajowy o IQ trepa z lwp zwyczajnie nie zajarzył.

Trochę żal było mi pana premiera, który słuchając wystąpień kolejnych mówców z trudem ukrywał zażenowanie i smutek. Zapewne czuł się, jako znany podwórkowy futbolista, jak w meczu z chłopakami z sąsiedniej ulicy, podczas którego jego drużyna co chwila strzela samobója, a zawodnicy po każdym golu z dzikim okrzykiem radości huśtają się na trzepaku...

Po zakończeniu meczu pan Donald z ciężkim sercem sprezentował gajowemu swoją, jak to określił - najcenniejszą pamiątkę i trofeum, czyli kibicowski szaliczek. Tym samym lekko obraził choćby Peruwiańczyków, którzy przyznali mu order Słońca Peru, a nawet Niemców, fetujących go niedawno w Akwizgranie.

Ponieważ hrabia KomoroWSI ma bardzo ciężko kapującą mózgownicę i zapewne wszystkie wpadki i gafy konferencji Związku Bojowników o Wazelinę i Dotacje dotrzeć mogły doń najprędzej nazajutrz, po lekturze artykułów z prasy, przetłumaczonych na zrozumiałe żołnierskie zwroty ("ale dałeś dupy, Bronek, no żesz kurwa jego w dupę zapierdolona mać!"), OBOP pospieszył z natychmiastowym pocieszeniem w postaci sondażu, z którego wynika, iż Kongres Geriatryczny w Łazienkach przyniósł wzrost poparcia o kilkanaście procent.

Obawiam się jednak, że nawet w peło nie do końca wierzą w sondaże, bo inaczej młodzi i wykształceni z dużych miast, jak pp. Bartoszewski i Wajda aż tak bardzo nie waliliby w pampersy.

***


Niejako w cieniu kampanii wyborczej na wokandę sądową trafiła ponownie lodziara Beata Sawicka. Zastanowiła mnie jej odpowiedź na pytanie dziennikarza, jak to jest znowu stawać twarzą w twarz z agentem "Tomkiem". Odpowiedź brzmiała: "Jakie wrażenie może mieć ktoś, kto spotyka swojego oprawcę?" [podkr. moje]

Hmmm... Jeden z bohaterów "Przygód dobrego wojaka Szwejka", Szymek z Budziejowic, powiedziałby: "Nachalne są te kurwy i zuchwałe. Żeby jeszcze taka małpa była podobna do ludzi!", ale ja myślę, że była pościel, tj. posłanka miała na myśli wrażenia agenta Tomka.

Naprawdę współczuję chłopu. Powinien dostać dodatek za pracę w szkodliwych warunkach, bo nie dość, że zapewne musiał rujnować sobie zdrowie wchłaniając mocne alkohole i garść viagry przed każdym spotkaniem (znieczulenie i wzmocnienie); nie dość, że rujnował sobie psychikę i poczucie smaku słuchając wiązanek i bełkotu pani "uczycielki" i dyplomowanego pedagoga, to jeszcze musiał czuć się paskudnie moralnie, bzykając lafiryndę o mentalności złodziejki.

Agent "Tomek" to wielki bohater i należy mu się Virtuti Militari. A jeśli kto wątpi i uważa, że to luzik i w ogóle fajny lans śmigać służbowym SUV-em porsche, mieć kaskę, drogie ciuchy i generalnie "robić za Bonda" - niech sobie wyobrazi siebie z Sawicką w łóżku w trakcie tzw. "minety".

Za obrzygane przed chwilą monitory i klawiatury nie odpowiadam. Ostrzegałem, że to blog dla odpornych.

No dobrze, a co, jeśli madame Sawicka mówiąc o oprawcy, miała na myśli agenta CBA? Cóż, wtedy najbardziej pasuje do niej wypowiedź Szymka z Budziejowic. Ostatecznie nikt nie wspomniał o tym, by Tomek brutalnie zgwałcił panią poseł. Sama dawała mu się przecież oprawiać, czyż nie?

2010-05-14

Nie radość

Starość bywa groteskowa i żałosna. I często bywa zaprzeczeniem młodości, wieku dojrzałego. Zastanawiam się czasem nad tym, jaki ja będę za parędziesiąt lat, o ile dobry Bóg pozwoli cieszyć się życiem tak długo i jakoś nie potrafię sobie wyobrazić siebie kłamiącego swoje dotychczasowe życie, priorytety, zasady. I nie znam nikogo ze swojej rodziny, lub znajomych, kto przeszedłby taką zaskakującą metamorfozę. A jednak takie rzeczy się zdarzają, lecz czy to tylko wynik zwapnienia mózgu?

Dostałem dzisiaj link do tekstu Jacka Fedorowicza, zamieszczonego w gazecie, tej gazecie :) Tak, wiem - bojkot itepe, ale cóż zrobić, kiedy popęd eksploracyjny jeszcze we mnie dość mocno buzuje? :) W dodatku lubiłem gościa za jego niegdysiejsze poczucie humoru, za kilka gestów i czynów z przeszłości, za zaangażowanie w oporze przeciwko komunie, za wyraźne NIE! rzucone prlowi, rządom monopartii, cenzurze.

A dzisiaj? A dzisiaj czytam zwierzenia leminga przed licencjatem, ortografią jedynie różniące się od bełkotu dominującego na forum onetu. Pamiętacie te idiotyczne deklaracje anonimowych głupków i nieco upośledzonych celebrytów, że gdy wygra PiS, to oni wyemigrują z Polski? To poczytajcie to (podkr. moje):

Rzuciło mnie za ocean. Na chwilę co prawda, ale nie wiem, czy chwila się nie przedłuży, bo przeczytałem w dzisiejszej "Gazecie", że PiS-owi urosło. Kto wie, czy nie należałoby się zastanowić nad emigracją. Nagła choroba, która ogarnęła kraj w 2005 roku, a która wydawała się chwilowym zaćmieniem, grozi nawrotem.


Ta "choroba, która ogarnęła kraj w 2005 roku" to w końcu nic innego, niż wynik demokratycznych wyborów, w których to wyborcy, a nie moskiewskie politbiuro zadecydowali tak, a nie inaczej. Powinno to być jasne nawet dla leminga, jak równie jasne jest to, że w dwa lata później wyborcy zdecydowali inaczej i przekazali władzę PO. Tak to już bywa w demokracji i powinien o tym wiedzieć człowiek, odznaczony przez ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, m.in. za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za zaangażowanie w walkę o wolność słowa i wolne media.

Strwożony "nawrotem choroby" Jacek Fedorowicz zastanawia się nad emigracją w stylu godnym pryszczatego leminga... Emigracja, ale nie do USA, broń mnie panie Donaldzie! Bo mimo "paniki" nie można wszak z jednego ogniska zarazy popaść w drugi:

Rozpatrując w nagłej panice wariant dołączenia do tych właśnie rodaków, stanąłem przed problemem, gdzie się ewentualnie osiedlić, i pierwszą moją myślą było: wszędzie, tylko nie tu. Trudno by było żyć w świadomości, że żyje się wśród Polaków, których zdecydowana większość popiera PiS, co potwierdzają rozmowy na miejscu, a także wyniki wszystkich ostatnich wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Dobrze, że Polonia nie wpływa decydująco na wyniki ostateczne tychże, i dobrze, że nie uczestniczy w wyborach samorządowych, bo wtedy nawet wójtów mielibyśmy tylko z PiS-u.


Okropne to by było, prawda? Toż to prawie, jak za pzpru! Co innego, gdybyśmy mieli samych Rychów, Zdzichów i Mirów, w pałacu prezydenckim Bronek "Error 404" Jamajka, cenzura internetu postulowana przez PO, IPN zaorany, Donald kanclerzem, a właściwie podkanclerzem, bo kanclerzowa jest tylko jedna. Wtedy pan Fedorowicz mógłby zaczerpnąć powietrza wolności i demokracji - tej słusznej, rzecz jasna, gdy "chorzy" wyborcy zostaliby wykluczeni z dyskursu, a II prl rósłby w siłę i żyłoby się dostatnio...

Ale mimo "tragicznych wiadomości" z II prlu są i "budujące":

(...) dziś zdołałem przeczytać tylko dwie wiadomości, tę tragiczną, że PiS dogania, i budującą, że kandydaci, w tym Bronisław Komorowski, będą odbywać podróże zagraniczne w celu zadbania o głosy Polaków mieszkających za granicą.


Zaiste, to tragiczne, że "PiS dogania"... Co prawda nie znalazłem jakiegoś uzasadnienia, dlaczego ta normalna w demokracji sytuacja jest tragiczna, ale przecież to tekst dla gazety, a lemingi nie wnikają w niuanse w myśl porzekadła, że "durnej głowie dość po słowie". Lemingom nie przyjdzie też do pojedynczej komórki mózgowej pytanie, po jakiego B. Komorowski będzie odbywać "podróże zagraniczne w celu zadbania o głosy Polaków mieszkających za granicą", skoro "Polonia nie wpływa decydująco na wyniki"? Swoją drogą to miłe, że pan Fedorowicz pisze o Polonii jako o "Polakach mieszkających za granicą", a nie jako o chorych z nienawiści debilach.

Zwapniały autorytet ma też sugestię, jak należy "pozyskiwać" - sugestię w duchu demokracji i wolności, a jakże:

(...) na wszelki wypadek radziłbym rozprowadzać też po cichutku apele, żeby zbojkotowali wybory.


Piękne, prawda? I nie takie głupie, bo akurat w wyborach prezydenckich głosy Polonii są tak samo istotne...

***


Cóż sprawia, że człowiek sprzeciwiający się przez większość życia monopolowi "jedynie słusznej, przewodniej siły Narodu" i walczący o demokrację, staje się wrogiem tejże demokracji i zwolennikiem monopartyjnego zamordyzmu? Czy to towarzyskie koneksje i chęć "zrobienia dobrze" przyjaciołom nawet w imię zakłamania dawnych ideałów, czy też kabaret w stylu "pan każe - sługa musi"? Starcza demencja, czy owoc "kwerendy", jaką Michnik, Holzer i Ajnenkiel odbyli w archiwach MSW w początkach transformacji ustroju komunistycznego na neoniewolnictwo?

Nie podejmuję się odpowiedzi na powyższe pytania. Tak, czy siak - gardzę szczerze.



__________________________________________________________________________

2010-04-18

Ręka w górę, kto wierzy w chmurę!

Mógł przylecieć premier Maroka zwykła awionetką? Mógł. Mógł przylecieć Miedwiediew? Mógł. Premierzy krajów bałkańskich. I owszem. A z tzw. wielkich krajów Europy i USA - kicha. Nawet Austriacy mają za daleko, heh.

Chmura pyłu wulkanicznego zablokowała cały ruch lotniczy? Akurat. Nie takie wulkany wybuchały i nigdy wcześniej nie blokowano ruchu na tak wielkim obszarze. Jeśli ktoś ma inne dane - proszę o przykłady.

No to dlaczego pogrzeb pary prezydenckiej odpuściło sobie tylu przywódców najbardziej liczących się państw? Bo nie lubili zmarłego prezydenta? Wolne żarty...

Wierzę, że autentycznie chcieli przybyć. Od wtorku Kraków był "lustrowany" przez służby specjalne Baracka Obamy. Przez inne - zapewne też. Ludzie wykonujący taką pracę są sceptyczni i nie wierzą w przypadki, ani wypadki, zatem pierwszą ich myślą, którą usiłują zweryfikować, jest prawdopodobieństwo zamachu na chronione przez nich osobistości i chęć zapewnienia maksimum bezpieczeństwa.

No i co? No i pstro. Wszyscy już wiedzą, jak polskie służby specjalne "potrafią" zapewnić bezpieczeństwo własnemu prezydentowi i dziesiątkom innych najważniejszych osób w państwie. Jak zabezpieczają podróże głowy państwa. Dlaczego ktokolwiek miałby przypuszczać, że akurat dzisiaj logistyka będzie wzorowa, ochrona idealna, koordynacja pracy różnych służb zgodna z restrykcyjnymi procedurami? Tylko wyjątkowo ciężki frajer mógłby to zakładać, a sądzę, że w amerykańskich tajnych służbach takich nie ma.

Nie sugeruję, że wywiad Jankesów, Niemców, Francuzów, czy Brytyjczyków ma jakiekolwiek wiarygodne przesłanki na to, że ktoś chciałby tym razem "zdekapitować USA i Europę". To nie musi być taki powód. Wystarczy polski burdel.

A Miedwiediew przyleciał. Czy jego służby są gorsze? Z pewnością nie. Ale on się w burdelu czuje swojsko.

2010-04-15

Śmieszne i żałosne

Najpierw, zgodnie z tytułem - śmieszne. Sześciorzędny bloger z S24, zlewozmywak ze Szkocji, postanowił kontrowersyjnie zabłysnąć i przez chwilę ogrzać się w blasku zniczy, płonących nieustannie od soboty.

W tym celu popełnił tekst zatytułowany "Koniec żałoby", z którego ma wynikać, że żałobę narodową zerwało dwóch wichrzycieli - Jarosław Kaczyński i kard. Dziwisz, zaś pogrzeb pary prezydenckiej w Krakowie będzie partyjną imprezą dla sympatyków. Czego/kogo sympatyków - zlewozmywak nie podaje, przypuszczalnie dlatego, że "PiS' nie może mu przejść przez klawiaturę.

Jasne - Obama, Miedwiediew, Sarkozy, Merkel itp. itd. to "sympatycy". Śmieszne, ale to jeszcze nie jest szczyt groteski. Najbardziej ubawiły mnie - zwłaszcza w kontekście zdjęć dresiarzy i emerytowanych ORMO-wców, protestujących pod krakowską Kurią, te słowa:

Do niedzieli zachowamy cisze i spokój. W poniedziałek ruszamy ostro do boju z kłamstwem, z pogardą elit wobec społeczeństwa. Ruszamy do walki o przywrócenie świętości relikwi narodowej jaką jest bez wątpienia Wawel.


W tym miejscu pierwszy raz się uśmiałem od piątkowego wieczoru. Nawet nie chodzi mi o "bój", zwłaszcza dosłownie, bo nie sądzę, żeby w dosłownym "boju" istniały jakiekolwiek szanse dla tysiąca b. ORMO-wców i obszczymurków zbierających puszki ze śmietników (w kilku największych miastach Polski) przeciwko setkom tysięcy (w samej tylko Warszawie).

Najbardziej uśmiałem się z tej "pogardy elit wobec społeczeństwa". Zaiste to miło poczytać u zlewozmywaka, że za elity nie uważa on A. Wajdy, A, Michnika i środowiska "GW", wierchuszki PO, zaszczanych komediantów w stylu Wojewódzkiego, Majewskiego i innych kabareciarzy. Bo to oni wszak kreowali się na "elity III RP"?

To jeszcze nic - to dopiero mnie powaliło:

Tak długo jak Lecha Kaczyński będzie - wbrew woli zdecydowanej większości Narodu - spoczywał w katakumbach Wawelskiej Katedry - tak długo o jakiejkolwiek jedności, porozumieniu mowy być nie może i nie będzie.


Ta "większość Narodu" (przez wielkie n) to dopiero odjazd. Podejrzewam, że na zmywak trafiła niedopita butelka whisky, ale żeby aż tak się uwalić? Widziałem relacje z protestów. ŻADEN z reprezentantów "większości Narodu" nie miał flagi ŻADNEGO narodu - jeno głupawe hasła na bannerach, nakreślone niewprawną ręką. Ja rozumiem konspirację i rozumiem, że głupio byłoby się ujawnić pod flagą (...). Ale mniejsza o to. 20-300 żuli (zależnie od miasta) to ma być niby "większość"? Chyba, że jakiejś mniejszości. Jakichś "fejsbukowych" bytów wirtualnych, jakiegoś pomiotu bez ojczyzny, poczucia tradycji i zwykłej przyzwoitości. W tym tkwi optymizm. Dla nas.

***


A teraz, zgodnie z zapowiedzią - żałosne.

Żałosne jest, że ten tekst był promowany na samym szczycie Strony Głównej Salonu24. Nie dlatego, że nie godzien. Co to, to nie. Owszem, tak zabawne notki rzadko pojawiają się w Salonie. Poza adminami, którzy nie pisują (podobno) - nie ma tam tak rzadkich okazów idioty, których można rzucić gawiedzi na pożarcie i podnieść "klikalność".

Żałosne jest to jedynie w kontekście żałoby narodowej, w kontekście nawoływań Szefa S24 Igora Janke do pojednania, wyciszenia; do konstatacji, że "bardzo daleko zabrnęliśmy w wojnie plemiennej". Ha!

Ja w S24 nie piszę i pisał nie będę, choćbym miał żyć dłużej, niż Matuzalem. Bo nie chcę i nie będę chciał, przede wszystkim. Dlatego mnie apele I. Janke nie dotyczą. Ale że nie dotyczą jego samego?! Bo przecież czytałem i słyszałem od Igora, że to ON bierze odpowiedzialność za wszystko, co robią admini w S24, zatem to ON jest winien temu, że ten rozrywkowy tekst szkockiego zlewozmywaka tak bardzo rozhuśtał nastroje wielu ludzi - wbrew łzawym i infantylnym apelom o "spokój i rozwagę"...

Zatem - pomijając adminów - Igorze! Dlaczego jesteś hipokrytą? Dlaczego z jednej strony apelujesz o "ciszę i spokój", a z drugiej strony podsycasz niepotrzebny pożar, chociaż jeden z Twoich pryncypałów (ten od "GW" i tokFM) sam się z tego próbuje wycofać?

Dlaczego zgrywasz "wolnościowca" i "Media Obywatelskie", skoro tępisz blogera Igłę za sam nick (bo jego usunięty tekst jest MILIARD razy lepszy od gówna, które dziś promowałeś), za jakieś prywatne zaszłości (bo sam tak napisałeś, a R. Krawczyk to potwierdził)? A później wstydzisz się chwili szczerości i kasujesz całe notki (Jacka Jareckiego), pod którymi pozwoliłeś sobie na szczerość?

I żeby pozostać przy wątku "Igły" - nieraz wkurzył mnie on sto razy bardziej, niż Ty kiedykolwiek. Tylko dlaczego to jego sto razy bardziej szanuję?

Think of that.

2010-04-14

Polacy w żałobie

W Warszawie...



...i w Krakowie...



Zaprawdę, nie przenoście nam stolicy do Krakowa.

Liga Polskojęzycznych Rusków

Niejaki Wojciech W., były szef Ligi Polskojęzycznych Rusków i działacz Młodzieży Wszechruskiej, zaszczekał dzisiaj ze swojej budy w Salonie24. Oczywiście w temacie nr 1 dzisiejszego dnia, czyli w sprawie pochówku ś.p. Marii i Lecha Kaczyńskich w krypcie wawelskiej katedry. Zacytuję to hau-hau w całości, bo warto, żeby przetrwało dla potomności - już raz admini założyli mu kaganiec, ale to uparty kundel - zaszczekał znowu:


Jarosław też będzie na Wawelu? Czyli po trupach do celu.


Oto faktycznie (nie oficjalnie) nastąpiło zakończenie żałoby narodowej i tak głośno deklarowanej zgody społecznej.

Jarosław K. nie wytrzymał ciśnienia. Megalomania, jakiej nie brakuje przecież wielu współczesnym politykom, wybrzmiała u niego w całej okazałości i na skalę, która niejednemu zmroziła krew w żyłach.

Brata i bratową na Wawel! Obok królów i wieszczów narodowych! Żeby pokazać, że nazwisko Kaczyński znaczy o wiele więcej niż nazwiska wszystkich razem wziętych prezydentów II i III RP. Żeby zbić parę dodatkowych punktów w zbliżającej się kampanii wyborczej. Żeby mocniej i śmielej pograć na emocjach narodu. Żeby pokazać, że teraz k... my!

Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zabiegać, żądać, domagać się czegoś takiego? Bez skrupułów, bez żenady, bez wstydu, bez oglądania się na głosy sprzeciwu, bez uszanowania pamięci tragicznie zmarłych. Z pełną premedytacją wykorzystując narodowy dramat. W imię własnej, brutalnej wizji władzy i dominacji. Po trupach do celu… Dosłownie.

Szanuję pamięć zmarłego prezydenta. Ale czy na pewno szanuje ją jego brat?


Komentować tych bredni jakoś nie mam ochoty. Mój zasób inwektyw, jakimi powinienem obrzucić tego psa, jest zbyt ubogi. Ale Wy się nie krępujcie. Tu żadnego cenzora nie ma.

2010-04-11

Modlitwa ad hoc. Improwizacja

Boże, Ty wiesz, wiesz najlepiej
nie jestem Twoim dobrym synem

łamałem Twoje prawa
kląłem Twoich urzędników

nic nie jesteś mi winien
ale błagam Cię, bo jak nie Ciebie, to kogo?

mój starotestamentowy, mściwy Boże
zrozum mnie, wspomóż mnie

pozwól zachować nienawiść
do kanalii i skurwysynów
do obłudników i zimnych cyników
do fałszywych płaczek
dzielących między chlipnięciami
kury i talerze Zmarłego

zdrajców mojego plemienia
Twojego plemienia

niechaj nigdy nie zwiodą mnie ich plastikowe łzy
niech nie zadrży mi ręka, gdy będę miał szansę

Twój Syn jest TAM z Tobą
a moje dzieci TUTAJ ze mną

one nie mają misji zbawienia ludzkości
a ja chcę tylko, żeby były wolne

daj mi tylko siłę by o to walczyć
i nie wciskaj mi kitu o miłosierdziu

choćbym miał zginąć na śmietniku
choćbym miał pójść żywcem do Piekła

Amen

2010-04-10

Ból

Zamierzałem od jakiegoś czasu napisać notkę wspomnieniową, osobistą. Przygotowałem zdjęcia itp. Ale dzisiaj to wszystko bez znaczenia. Będzie inna notka, też częściowo osobista, zaś kompletnie chaotyczna. Z góry przepraszam.

***

Miałem zaszczyt osobiście poznać kilka osób z listy pasażerów prezydenckiej maszyny, w tym ś.p. Prezydenta RP i jego wspaniałą żonę. Nadal nie wierzę. To nie może być prawda, choć wszystko wskazuje na to, że jest...

***


***

Lech Kaczyński był dobrym człowiekiem. Pełnym ciepła i poczucia humoru, błyskotliwym i dowcipnym rozmówcą. Wielkim Patriotą. Wściekało mnie, gdy widząc Go czasem w mediach nie widziałem tego, za co tak bardzo Go ceniłem jako "osobę prywatną"; bywał sztywny, nad wyraz poważny, spięty. Zapewne nie chciał wypaść zbyt "luzacko", albowiem był ze "starej szkoły" i sądził, że pewne rzeczy nie przystoją osobie publicznej.

***

Wściekałem się, gdy Go szkalowano i ośmieszano w mediach za wszystko, co robił, mówił, czego nie robił, nie mówił, co mógł był zrobić i powiedzieć, albo co powinien, a czego nie zrobił. Za życiowe wybory Jego córki, podkreślanie takich "obciachowych" kwestii, jak patriotyzm, uczciwość, brak chęci do kompromisu w sprawach już dziś "niemodnych". Wyśmiewano się z jego wzrostu, wymowy, publikowano możliwie najmniej korzystne zdjęcia. Nikogo z funkcjonariuszy "wiodących mediów" nie interesowało, CO mówi i jaki jest tego SENS dla Polski i dla Polaków, zwłaszcza tych najbardziej skrzywdzonych "transformacją".

***

Mdli mnie od hipokryzji, lejącej się dzisiaj zewsząd. Od krokodylich łez skurwieli i kurew, którzy wczoraj jeszcze życzyli Prezydentowi nagłej śmierci i opluwali Go trupim jadem. Chcę wierzyć, że zdobędą się na refleksję, że poczują wyrzuty sumienia, o ile jeszcze je mają. A ja, w co niektórzy pewnie nie uwierzą - współczuję gorąco rodzinom wszystkich ofiar tej tragedii i - co u mnie jest rzeczą raczej rzadką - modlę się. Za dusze wszystkich zabitych w katastrofie.

Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis...

***

Nie znamy dnia, ani godziny, banał. Ale jeśli już (co nieuniknione kiedyś...), chciałbym tak odejść z tego świata, jak Prezydent RP - trzymając w dłoni dłoń mojej ukochanej kobiety, najlepszego przyjaciela, powiernika, najbliższej osoby. Nie zostawić po sobie płaczącej wdowy i nie zostać zrozpaczonym wdowcem...

***
Może ta tragedia zmieni świadomość Polaków pocieszam się. Może zajrzą w głąb swojej duszy i otrząsną z siebie skorupę nienawiści. Może... A jeśli już, to oby na trwale.

***
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...

II

Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.

III

Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...

IV

Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...

V

Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...

VI

I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dalej - dalej - -

C.K.N.

2010-03-26

Stara larwa nie rdzewieje

W komentarzu do zaprzeszłej notki szanowna Delilah napisała: "Łał... Freeman się ocknął ze snu zimowego i od razu walnął z rury tak grubej i donośnej, że aż w Salonie go usłyszeli". Ha! Z początku, co zresztą widać w mojej odpowiedzi, nie skumałem, w czym rzecz, choć intuicja mnie nie myliła, gdy stwierdziłem, że "usłyszeć" mogli mnie co najwyżej dyżurni kapusie...

Z ciekawości zajrzałem zatem na Salon, gdzie gumowe uszy tak dobrze się mają i za pierwszym strzałem potwierdziłem swoje przypuszczenia, zaglądając na blog bolszewickiej larwy, członkini SD z czasów prlu (obecnie PO) - Renaty "ksero" Rudeckiej-Kalinowskiej, która nasiąkłszy najpóźniej w średnim wieku (stan wojenny) pasją donoszenia, do dzisiaj, do niechlubnej i śmiesznej starości, ową pasją trąci...

Nie chce mi się dawać linki do tego pokemona, żeby nie zepsuć apetytu komuś, kto szybciej kilka, niż myśli, tym bardziej, że poza typowo esbeckim wykręcaniem faktów i wybiórczym cytowaniem tych fragmentów, które mogą uzasadnić donos - niczego istotnego tam nie ma. Ot, zwykła, typowa esbecka notka bolszewickiej prukwy, litującej się obłudnie nad blogerką Voit, którą sama wcześniej tępiła i nad Igorem Janke, którego nieraz sponiewierała w swoich paszkwilach. Dobrze, że poinformowałem Igora - którego lubię i szanuję mimo pewnego konfliktu między nami - o tekście, którego był poniekąd częścią, bo byłoby mi łyso, gdyby tylko zapoznał się z wybiórczym donosem dawnej bolszewickiej mendy, dzisiejszej awangardy PO.

Rudeckiej-Kalinowskiej wtóruje pod notką tłusta cipa o ksywce "miki" i mentalności szeregowego milicjanta oraz grafomańska ciota o ksywce M.Jastrząb. Pannie Wodziannie dziękuję za próbę wstrzyknięcia grama rozumu w tę pustą beczkę z odpadającymi klepkami, ale nie warto, serio. Do tej ropuchy i tak nic nie dociera poza laudacją na cześć Tuska i przekręciarzy z jego kamandy, a poza tym w tych post-klimakteryjnych wypocinach najmniej chodzi o mnie, bowiem rzecz idzie o zakneblowanie Piwnicy24 - w imię "wolności słowa" typowej dla Rebiaty Radziecko-Stalinowskiej.

A teraz pół-priv: Rudecka! Odpierdol się ode mnie, OK? Możesz sobie czytać moje teksty, bo jak mniemam jest to dla ciebie jakiś ersatz seksu, ale przestań wycierać sobie mną swój esbecki ryj. Pożycz od swego guru Palikota jakiegoś sztucznego fiuta i niech się wam wiedzie na nowej drodze życia. Das Ende.

2010-03-25

www.kombatanci.prl

Może są nowsze njusy, ale ja mam zaległości i dopiero co poczytałem sobie o "zadymie" wokół przyznania przez Prezydenta odznaczeń działaczom NZS.

Dobrze się stało, że w ogóle. Ale w szczegółach tkwi diabeł, o czym za chwilę. Tym szczegółem nie jest - z góry to wyjaśniam - że Krzyż Zasługi otrzymał np. mój b. kolega Igor Janke za rzucanie antypaństwowych spojrzeń w 1988 roku, zwłaszcza, że sam jakby nie dowierza, iż akurat jemu przypadło to wyróżnienie... Słusznie, że nie dowierza, bo gdyby nie był publicystą "Rzepy", a np. bezrobotnym założycielem "pierwszego" NZS-u leszkiem.sopot, toby mógł jedynie pooglądać fotki z impry w Pałacu Namiestnikowskim. Takich jak on, w 1988 roku były setki, ale większość z nich nie "wyrobiła sobie nazwiska". Żeby to było jasne - nie jest winą Igora, że nie urodził się 10 lat wcześniej - kiedy mógł, zachował się przyzwoicie i nie ma się czego wstydzić. Wstydzić się będzie mógł dopiero wtedy, gdy "w zaprzęgu komercji" i politpoprawności mainstreamowej zaprzeczy swoim ówczesnym ideałom, o co wielu ludzi już dziś go podejrzewa. Ale dajmy chłopu szansę.

Nie o Igorze jednak chcę napisać, ale o chucpie, która się wiąże z owymi odznaczeniami. A chucpa wynika "z klucza", wedle którego "uczczono". leszek.sopot słusznie się oburza na wybiórczość komisji (?), choć daje dupy nazywając to "pisowsko-prezydencką historią NZS". Bo przecież to typowo "polska historia", w której np. pomija się Macierewicza w dziejach KOR-u, czy ks. Jastaka (przypomnianego przez Leszka) w dziejach "Solidarności". O traktowaniu KPN-owców nawet nie chce mi się pisać - jest to doskonale pokazane i powiedziane słowami Jana Lityńskiego w filmie "Pod prąd" Maćka Gawlikowskiego, który można obejrzeć w necie.

To właśnie jest straszne i śmieszne zarazem. Ta wybiórczość. Choć przecie nie nowa, bo tak się dzieje w .pl, odkąd pamiętam, a pamięć mam niezłą. No i ta pewna "nadreprezentacja" wśród odznaczonych ludzi ze środowiska NZS, o której wspomniał Krzysiek Leski.

Ja wiem, że prezydent - ktokolwiek piastowałby ten urząd - nie ma obowiązku i chyba nawet możliwości zapoznać się z CV przedstawionych od uhonorowania. Musi zaufać "rekomendującym". A w tym wypadku akurat wiem, kim są ci decydenci i podzielam złość leszka.sopot, choć nie kierowałbym jej przeciwko L. Kaczyńskiemu. Chwała mu, że stara się, na ile może, aby ocalić od zapomnienia środowiska tak bardzo zasłużone dla wolnej Polski.

Ale... bo zawsze jest jakieś "ale" - śmiać mi się chce, gdy za czołowych NZS-owców uchodzą Gosiewski z Kamińskim... Mam mnóstwo szacunku dla M. Kamińskiego za to, co robił i zrobił w ostatnich latach (dla Gosiewskiego - blisko zera), ale nazywanie ich wybitnymi działaczami NZS-u to gruba przesada, by nie powiedzieć - chucpa. leszek.sopot przypomniał w swoich dwóch notkach fakty, o których trudno dyskutować i które zna każdy "chłopak z dzielnicy" (czyt.: 3-miasta), za co został zbesztany i zmieszany z błotem przez wielu komentatorów i to już nie jest chucpa - to jest żenada...

I w zasadzie o tym chciałem napisać tę notkę. O kibolstwie. O wyzywaniu człowieka od esbeków, kanalii i "zaczadzonych GW" tylko dlatego, że ów człowiek przytacza fakty. To jest masakryczne. Nie jestem fanem pp. Tuska, Mazowieckiego, Huelle itp., ale w TAMTYM czasie to, co robili - było OK. Podobnie jak Wałęsa. Wierzyłem mu do mniej więcej połowy lat 80-tych. Zanim mu odpierdoliło i poczuł się Cezarem. Oddzielam jednak, staram się... W jakimś, konkretnym wycinku historii Wałęsa był kimś, bez kogo trudno sobie wyobrazić "Solidarność" i to, co w duszach zwłaszcza Gdańszczan zaciskało się w twardą pięść i odżywiało nadzieję. Nie byłoby też takiego NZS-u, jaki powstał, bez m.in. Tuska, Huelle, czy Schetyny. I bez leszka.sopot, który nie przyjął "przewodniej roli partii", za co dziś obrywa z każdej strony, zależnie od treści jego tekstów...

Dzisiaj jesteśmy bogatsi o wiedzę z ostatnich dwudziestu paru lat, której nie mogliśmy mieć wtedy, w latach 80-tych. "Po owocach ich poznajemy je". Ale czy to poznanie musi fałszować historię i pomijać fakty w imię kibolstwa? Dlaczego? Czy aż tak nasiąkliśmy komuną, żeby kastrować fakty, dopasowywać je do "jedynie słusznej" interpretacji? Słusznej z punktu widzenia "drużyny", której kibicujemy?

Nie rozumiem i nie chcę nawet zrozumieć. Krewkich komentatorów wpisów Leszka, w tym - o zgrozo! - giza3miasto, który zamierzał się dołączyć do linczu nad leszkiem.sopot, a dokładniej - do "obicia jego kryształowej buźki" informuję, że po moim trupie :) Będę Leszka bronił! :) Bo go znam i szanuję i choć nie zawsze się zgadzam z jego opiniami - doceniam obiektywizm faktów przez niego przytaczanych. Rzecz dla kiboli niepojęta. Ano. I to jest pesymistyczne...


Tytułem P.S. - nie jestem "osobiście zainteresowany" kluczem wyróżnień. Wspierałem "Solidarność", NZS, FMW, RMP, RSA, ale NIGDY formalnie nie należałem do żadnej z w/w organizacji. Ani do jakiejkolwiek innej. Nie i już, bez względu na "doktrynę". Zawsze chodziłem swoimi ścieżkami i cenię to sobie. Dlatego proszę mi nie pisać, że jestem sfrustrowany itp. popierdółki. Ja naprawdę przeczuwałem (choćby nie wiem jak było to irracjonalne), że komuna prędzej czy później padnie, być może za mojego życia i nie chciałem być kojarzony z żadnym "ugrupowaniem", którego barw trzeba bronić do utraty tchu i zdrowego rozsądku. Nigdy nie lubiłem być w stadzie. Być fair w stosunku do pojedynczych osób, do przyjaciół - to coś zupełnie innego, niepojętego dla kiboli.


-------------------------------------------------------------------------------

Post Scriptum - odpowiedź balzakowi, któremu inaczej odpowiedzieć nie mogę, niż tutaj.

Szanowny balzaku - poniekąd to, co mógłbym napisać w odpowiedzi, napisał już w swoim komentarzu Krzysiek Leski. Ale coś dodam:
Po pierwsze - nie chodzi o to, że order dostał Igor Janke. Nadal go lubię i pozwoliłem sobie pogratulować mu na priv.
Po drugie - nie chodzi o rywalizację "na zasługi". Ale, skoro Prezydent odznacza za zasługi ludzi z NZS, to niech to będzie za NZS, a nie za to, co dzisiaj osiągnęli dawni enzetesowcy. Bo to jest dla mnie śmieszne i żałosne, że "wybitnie zasłużonym" i awangardą NZS jest np. Gosiewski, a Leszek jest nikim. Mimo, iż wiem, że nie zależy mu na takich splendorach, podobnie jak Krzyśkowi Leskiemu, równie krytycznemu wobec tej gali. O mnie nawet nie ma co pisać, bo ja - choć współdziałałem - nigdy nie należałem ani do tej, ani do żadnej innej organizacji. Taki ze mnie skrajny anarchista i indywidualista :)
Po trzecie - nagrodzenie właśnie takiego "maćka" czy "balzaka" z Pcimia Małego byłoby godne i słuszne. Takie jest moje zdanie.
Serdecznie Cię pozdrawiam! I Krzyśka L. również!

2010-02-18

Zdrowaś Platformo, łaskiś pełna...

Monika Olejnik: Ja pytam, ja pytam, czy wyobrażałby pan sobie siebie obok Romana Giertycha w Platformie Obywatelskiej.

Jarosław Gowin: No na razie nie, ale...

Monika Olejnik: Ale?

Jarosław Gowin: ...nie zamykajmy przed nikim drogi do zbawienia.
(źródełko)

Amen.

***


No to teraz wiadomo, dlaczego "konserwatysta i katolik" Jarosław Gowin dwa lata temu przestał być "niezależny" i ochrzcił się w Platformie. Chciał być zbawiony, po prostu. Nie ma się z czego śmiać, to poważna sprawa. Osobiście uważam, że powinien zmienić imię (np. na Wojciech, Czesław lub Grzegorz), bo wszak nosi imię Szatana, ale być może i z tak paskudnym znamieniem przeciśnie się przez ucho igielne. Tym bardziej dotyczy to Giertycha, ale z drugiej strony nikt sobie sam imienia nie wybierał, więc może na Ostatecznym Parteitagu zostanie im to wybaczone.

Na miejscu PO przyjąłbym Giertycha (nawet sam Anioł Grzegorz Schetyna, zapytany o Giertycha w PO mówi, że "nigdy nie mówi się nigdy" Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego portal TVN24 zatytułował artykuł "Gowina kuszenie Giertycha"? Źle się kojarzy jakby...). Młodzież Wszechpolska z pewnością wniosłaby nowy koloryt w szeregi Młodzieżówki PO, nie mówiąc o radości z tylu nawróconych... A sprawdzony już Farfał? Może i Lepper zapragnąłby zbawienia i poszedł za przykładem Giertycha? Z pewnością obecny wyrok piekła, nieprawomocny póki co, zostałby mu odpuszczony w kolejnej instancji.

Mnie zaś żal jest wyborców PO. W końcu niedawno skandowali "Giertych do wora, wór do jeziora!" A teraz okazuje się, że obrażali autorytet moralny i wyrocznię antykaczystowską... Jak przeżyją kolejne przełożenie zardzewiałej zwrotnicy w swoich... hm... mózgach? O to, że klepki we łbie się rozpadną - nie martwię się wcale. Tam już od dawna nie ma się co rozpadać.

2010-02-13

Fajny film wczoraj widziałem...

- Momenty były?
- No masz! Najlepiej jak Aleksander Hall zwierzał się, że to on wysłał ZOMO-wców z pałami, żeby pacyfikowali KPN-owców okupujących komitety PZPR! Albo jak Leszek Moczulski z trybuny sejmowej tłumaczył komuchom, co naprawdę znaczy skrót nazwy ich partii!
- ?
- Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji!

***


OK, teraz już poważniej i mniej w stylu duetu Kociniak / Zaorski, bo i film, który wczoraj widziałem nie jest komedią...

Dzięki uprzejmości Autora, Macieja Gawlikowskiego, miałem przyjemność obejrzeć jego dokumentalny film poświęcony Konfederacji Polski Niepodległej, która powstała 30 lat temu, w 1979 r. Partia to dziś zapomniana i wielu ludziom mojego pokolenia kojarzy się niestety tylko z fragmentami "Nocnej zmiany" i jakimiś tam zadymami z czasów przepoczwarzania się prlu w III RP. Młodszym zapewne nie kojarzy się wcale...

Film Maćka nie jest jednak po prostu opowieścią o historii partii Leszka Moczulskiego. Jest czymś znacznie większym i ważniejszym. Jest opowieścią o ważnym fragmencie, czy wręcz nurcie naszej historii dość skutecznie zamiecionym pod dywan.

Ponieważ istnieje wujek Gugiel, odsyłam doń wszystkich, którzy chcieliby zapoznać się z podstawowymi faktami: link. Bardziej dociekliwych zapraszam na oficjalną stronę KPN.

Co mnie w tym filmie poruszyło? Ano parę rzeczy, które zwłaszcza z perspektywy lat "poruszają" bardzo mocno. Pierwsza i najważniejsza z nich, to odrzucony przez Sejm kapeenowski projekt ustawy o restytucji niepodległości. Czy ktoś to jeszcze dzisiaj pamięta? Założę się, że nikt. Hucpa wokół uchwały lustracyjnej zgłoszonej przez Korwin-Mikkego i późniejsza "nocna zmiana" skutecznie przykryły ten "incydent"... Aaale ossssochozii? Ano o to, że KPN zgłosił projekt ustawy, może nie do końca dopracowanej pod względem prawnym, ale jednak ustawy dekomunizacyjnej i lustracyjnej zarazem, czyszczącej żelazna miotłą nader liczne pozostałości po prlu, w tym praktycznie znoszącej potworki prawne prlu, straszące do dzisiaj. O weryfikacji środowisk nie tylko służb specjalnych, ale i palestry - nie ma co wspominać, bo to oczywiste... Projekt został odrzucony przed pierwszym czytaniem i zgodnie przeciwko głosowali nie tylko potencjalnie najbardziej zainteresowani, czyli komuniści, ale i cała tzw. postsolidarnościowa część sejmu, czyli m.in. pp. Kaczyńscy, Macierewicz, Olszewski... Ciekawe, prawda?

Wkrótce potem A. Macierewicz pokazał "pod stołem" niektórym działaczom KPN-u teczkę Leszka Moczulskiego. Żeby się zbytnio nie rozwodzić nad tą ewidentną próbą rozbicia partii napiszę tylko tyle - osobiście nie wierzę w agenturalną przeszłość Leszka Moczulskiego, ale też i nie podejrzewam Macierewicza o "fałszywkę". Teczka była, owszem. Tzw. "sąd lustracyjny", który wsławił się uniewinnieniem TW "Bolka" oczywiście orzekł, iż L. Moczulski konfidentem był, a jakże. To zresztą zrozumiałe - gdyby był niewinny, łowiłby rybki w Arłamowie i chlał z Kiszczakiem, ale ponieważ był kapusiem, to siedział w Barczewie - najcięższym więzieniu w Polsce i w dodatku parę razy dłużej, niż Wałęsa...

OK, żarty na bok. Ta zadziwiająca jednomyślność komuchów i opozycji z Magdalenki, by nie dopuścić do JEDYNEJ w historii próby skończenia z prlem daje mi wiele do myślenia. Mam nadzieję, że Wam też.

No dobrze, ktoś powie zatem, co Moczulski robił na "nocnej zmianie"? Przyznaję, że też mam tu zagwozdkę, choć z czysto ludzkiego punktu widzenia trochę go rozumiem. Sam wkurwiłbym się nieziemsko na ludzi, którzy usiłowaliby rozbić mi moją partię, napuścić przeciwko mnie najbliższych kolegów i oszkalowali mnie jako esbeckiego kapusia. Tym bardziej, że KPN chciał wesprzeć rząd Olszewskiego, ale ponieważ chciał mieć też wpływ na ten rząd - został olany i potraktowany z buta. A Moczulski - najbardziej. A tak na marginesie, to prawdziwym kuriozum w tamtych dniach był Stefan Niesiołowski, który w TV ścierał się z Rokitą jako zwolennik lustracji, potem uczestniczył w "nocnej zmianie", by parę godzin później płomiennie bronić rządu Olszewskiego... :) To dopiero zawodnik :)

KPN miał zawsze "pod górkę". Gdy "ekstremiści" z KOR-u chodzili na swobodzie i udzielali wywiadów zachodnim dziennikarzom - "ekstremiści" z KPN-u siedzieli w kiciu... Gdy rząd Mazowieckiego, a zwłaszcza sam premier trzęśli portkami przed "kolegami z rządu" z ramienia PZPR i ani myśleli dobrać się do komuchom do dupy, nie mówiąc o negocjacjach z Moskwą nt. opuszczenia Polski przez ich wojska - KPN zajmował i okupował komitety PZPR i urządzał blokady sowieckich baz. Metodą faktów dokonanych budynki pezetpeeru trafiały do uczelni, szpitali, bibliotek, aczkolwiek poseł OKP Jan Maria Rokita okazywał niezadowolenie z takiego postępowania, a minister Hall posyłał w bój kohorty ZOMO...

I kto o tym dzisiaj pamięta? Kto pamięta, że to "ekstrema" z KPN wymuszały na kontraktowym rządzie i "wolnym" sejmie nieśmiałe kroki ku autentycznej niepodległej państwowości? A tak było i kiep, kto uwierzył, że to Wałęsa "z Danuśko i dzieciakamy obalył komune", zwłaszcza, że prezio Wałęsa ani słyszeć nie chciał o NATO, czy EWG, ponieważ kapciowy suflował mu wizję Układu Warszawskiego-bis i RWPG-bis...

Czy Polska musiała pójść drogą na skróty, wiodącą do dzisiejszej republiki bananowej zwanej III RP? Czy to jakiś straszliwy spisek pogrążył nas w tym gównie, w którym z jednej strony PiS, a z drugiej PO i jakbyś się człowieku nie wiercił, dupa zawsze z tyłu? Czy mogło być inaczej?

Pewnie mogło. Chyba najrozsądniej ujął to znakomicie komentujący w filmie prof. Antoni Dudek. Mogło być inaczej - zabrakło doświadczenia politycznego, zabrakło zaufania, popełniono wiele błędów. Nie tylko ze strony KPN, ale całej opozycji antykomunistycznej. Czy to się da naprawić? Nie wiem, ale chciałbym wierzyć, że tak.

I jeszcze o samym filmie. Mnóstwo ciekawych archiwalnych zdjęć, wywiadów, rozmów. Kawał zapomnianej niesłusznie historii. Dobre tempo narracji, montaż, ścieżka dźwiękowa. Film wciągający, nie nudny gniot w "zbowidowskim" stylu. Gratuluję Maćku - to kawał rzetelnej roboty i talentu. Bardzo chciałbym polecić ten dokument wszystkim, którym nieobojętna jest nasza najnowsza historia, ale cóż... TVP zamówiła, film przeszedł kolaudację, zaś termin emisji pozostaje nadal nieznany... Chciałbym się mylić, ale obawiam się, że nieprędko obejrzy go szersza widownia...

2010-02-07

Co wciąga poseł Girzyński?

Wczoraj, w wieczornej notce bez litości przejechałem się po hitlerowcach, a to przy okazji wałkowanej w mediach Wybrzeża historii "Wilhelma Gustloffa". Jak się okazuje (mea culpa, bo zaniedbałem lekturę blogów itp.), nie ja jeden w ostatnich dniach pisałem na ten temat. Dzisiaj zajrzałem na blog kolegi lestata, który skomentował tekst posła PiS Z. Girzyńskiego, z zawodu historyka i wykładowcy akademickiego. Właściwie fragment tekstu, o Niemcach i Niemczech. Oto ten fragment:

Tymczasem Niemcy, których historia to tak naprawdę, jedne wielkie dzieje narodu zbrodniarzy i bandytów, robią co mogą, aby wykrzesać z kart swojej historii jakieś pozytywne przesłanie i wykazać, że w zasadzie są ofiarami ogólnoświatowego dramatu, a nie siewcami wojen i tragedii innych.

Nie jestem historykiem, na pewno nie zawodowym. Historię miałem w szkole za komuny, nie licząc "tajnych kompletów" w domu. Moi starsi krewni, zwłaszcza ci, którzy uczestniczyli w wojnie, nie pałali miłością do Niemiec (ani do Rosji, rzecz jasna). Ale czegoś takiego, jak to, co napisał historyk Girzyński - nigdy nie usłyszałem.

Mnie uczono - w domu, rzecz jasna, nie w szkole - że ludzie są dobrzy lub źli i narodowość, wyznanie itp. nie mają tu nic do rzeczy. Że owszem - narody i masy dają się czasem opętać szaleństwu ideologii i potrafią wyrządzić innym wiele zła, ale nawet w najgorszym żużlu znajdują się diamenty, zaś potępianie w czambuł całych narodów, ras i religii do dziesiątego pokolenia nie jest cechą europejskiej cywilizacji.

Czy pan historyk i poseł Girzyński wie, że np. w okresie zaborów Uniwersytet w Berlinie był wybitnym ośrodkiem polonistyki? Że Polacy cieszyli się wielką sympatią Niemców? Nie Prus, ale Niemców? Czy pan historyk i poseł Girzyński słyszał o Sophie Scholl i organizacji Die Weiße Rose? A jeśli Wy, szanowni Czytelnicy tego bloga też nie bardzo kojarzycie, to polecam wujka Gugiela... Dla mnie ci może naiwni studenci uniwersytetu monachijskiego są absolutnymi bohaterami, bo w porównaniu z nimi łatwo było być powstańcem w Warszawie. Spróbujcie - choć to naprawdę wymaga kosmicznej wyobraźni i empatii - postawić się w sytuacji tej wspaniałej dziewczyny, jej brata i i innych młodych ludzi, którzy zostali ścięci przez hitlerowców...

Historia jest pełna przykładów - może nie na szczeblu "wielkiej polityki" - że Polacy i Niemcy nie są pitbullami walczącymi na arenie, choć i tak bywało. A co do "jednych wielkich dziejów narodu zbrodniarzy i bandytów" to po prostu ręce opadają i choćbym wymienił wszystkich niemieckich filozofów, kompozytorów, poetów, pisarzy, inżynierów, konstruktorów i naukowców, którzy złożyli się na potęgę europejskiej i światowej kultury i nauki, to i tak nie dotarłoby to chyba do pana historyka i posła Girzyńskiego, który postanowił zostać rycerzem Niepokalanej... z racji zakutego łba...

Spotkałem w życiu wielu Niemców. Mieszkałem wśród nich, pracowałem z nimi, jedliśmy ten sam chleb i piliśmy to samo wino i piwo :) Nigdy nie kryłem swoich poglądów na hitleryzm, pruską tępotę i idiotyczne czasami niemieckie poczucie "Ordnungu". Nigdy jednak nie spotkałem się z jawną niechęcią i szowinizmem. Wręcz przeciwnie. Szczęściarz jestem? Być może. Być może po prostu spotkałem dobrych ludzi. Ale historyk i poseł Girzyński i tak mi nie uwierzy. Dla niego zapewne każdy Niemiec to jakaś wersja Eryki Steinbach, jeśli nie samego Hitlera.

Wstyd. Żenada. Przykrość. Szkoda, że to nie mój okręg wyborczy. Z rozkoszą skreśliłbym tego jełopa z listy.

2010-02-06

Tragedia "Adolfa Hitlera"

Od jakiegoś czasu sporo w "moich" lokalnych mediach pisze się i gada o zatopionym 30. stycznia 1945 roku na Ławicy Słupskiej hitlerowskim transportowcu "Wilhelm Gustloff". W zasadzie o ofiarach sowieckich torped, czyli ewakuujących się nazistach w liczbie ok. 9000 osób.

Temat jest, rzecz jasna dość kontrowersyjny, bo z jednej strony od paru ładnych lat sami Niemcy usiłują sprzedać światu swój najnowszy wizerunek "pierwszej ofiary hitleryzmu" (zaczął chyba B XVI w Oświęcimiu...), z drugiej zaś strony w tej kampanii propagandowej udzielają się ostatnio również polscy księża, wychodząc zapewne z założenia, że uczczenie rozbitków i modlitwa za ich dusze to wyraz katolickiej pokory i chrześcijańskiego miłosierdzia na miarę samego Jezusa... No to niech i za Hitlera się modlą, też skończył paskudnie.

Ja już dawno temu pisałem, że katolik ze mnie marny, zatem mogę spokojnie odesłać tych świętoszków w sutannach do diabła i dołożyć sobie jeszcze jeden grzeszek do kolekcji tym bardziej, że oni mnie w tej chwili zupełnie nie interesują i nie o nich chcę pisać. Ani o świeckich pożytecznych idiotach.

Chcę napisać o ofiarach. Niekoniecznie o ofiarach "Wilhelma Gustloffa", bo wcale mi ich nie żal. Raczej o samym Williem G. i ofiarach jego i szajki, z którą się związał na życie i - jak się szczęśliwie okazało - na śmierć.

Willie G., którego nazwisko, zamiast zostać słusznie pogrzebane w niepamięci, jest wciąż odświeżane, był cherlawym wypierdkiem, który czerpał siłę z chorych ideologii krzewionych w Deutschvölkischer Schutz- und Trutzbund, a później w NSDAP, której członkiem został już w 1929 r. Ale nie zamierzam pisać tutaj biografii tego niedojebka; dość na tym, że zrobił karierę i kto wie, jak zasłużyłby się w latach wojny, gdyby nie syn rabina Dawid Frankfurter, który wyrwał chwasta 4. lutego 1936 r., stosując skuteczny środek chwastobójczy w postaci paru kulek z rewolweru. To Jego imię winniśmy pamiętać, nie chwasta...

Dzięki dzielnemu Dawidowi Frankfurterowi Willie G. został hitlerowskim świętym na miarę zaciukanego w jakiejś taniej mordowni Horsta Wessela. Jego ścierwo podróżowało przez całe Niemcy do rodzinnego Schwerina (nb. bardzo ładne miasto ze śliczna starówką - polecam fanom turystyki), zatrzymując się w wielu miastach, by licznie zgromadzona publika mogła opłakać i oddać hołdy padlinie. W pogrzebie uczestniczyła cała wierchuszka nazistowskiego gangu: Adolf H., Joseph G., Hermann G., Heinrich H., Martin B. i Joachim von R.

I tak dochodzę do momentu, w którym wyjaśni się nieco dziwny na pozór tytuł tej notki. Otóż statek, skutecznie trafiony przez sowiecką łódź podwodną S-13 (dobra robota, tow. Marinesko!) miał się nazywać "Adolf Hitler", ale sam "Führer" (wielka litera przez szacunek dla gramatyki języka niemieckiego, nie dla tego psa) przemianował go na "Wilhelm Gustloff". I zastanawiam się, czy dla wielu z debatujących nad wydarzeniami sprzed 65-ciu lat teksty typu "Tragedia Gustloffa" nie byłyby mniej strawne, gdyby statek nosił pierwotną nazwę?

A "ofiary Gustloffa"? Ofiarami Gustloffa i bandy, do której należał, są miliony ludzi zabitych i wypędzonych przez takich jak on wyznawców nazistowskiej ideologii. Polacy, Żydzi, Czesi, Słowacy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy itp. itd. Im należy się pamięć i modlitwa. Nie dość na całym świecie marmuru, z którego można by zrobić tablice i pomniki upamiętniające tych, których życie, plany, marzenia i nadzieje zostały zamordowane przez szaleńców pokroju Williego G. - zdechlaka uważającego się za nadczłowieka.

A ja, gdy myślę o zatopieniu "Wilhelma Gustloffa" zastanawiam się jedynie, czy przeżył wojnę rybak opisany przez Grassa w "Blaszanym bębenku" i czy w 1945 r. nadal łowił węgorze "na koński łeb" na brzeźnieńskiej plaży. Musiały być tego roku wyjątkowo tłuste.

Polska nie ma szans...

Nie wiem, co mnie naszło... Jest trochę po północy, gorączka mnie żre, kaszel rozrywa jak połknięty granat... A ja zaglądam na Salon24 i czytam lojalkę czerwonej szmatki pod pseudonimem Ernest Skalski zatytułowaną "Zażenowanie". I niektóre komentarze, różnych "infidelów", "mai14", czy "bufonów" podnoszą mi temperaturę o kolejnych parę kresek.

Nie ma szans. Polska nie ma żadnych szans, dopóki nie wyrżnie się w pień tej całej piątej kolumny, tych potomków debili zrodzonych z gwałtów dokonanych przez sowieckich kałmuków, tych ciotek rewolucji i kretynów uważających, że wtedy dopiero jest się Europejczykiem, gdy ślinę lecącą na mordę nazwie się deszczem.

Naprawdę teraz jest mi wstyd, że jestem Polakiem. Tak, wiem, to popularne wśród lemingów hasełko z czasów "dyktatury PiS-u". Ale to prawda. Wstydzę się, że ludzie, którzy zowią się Polakami, potrafią (w imię czego?!) tak się szmacić i tak nadstawiać dupę, tak się łajdaczyć bezinteresownie... No, może w wypadku Skalskiego nie tak bezinteresownie... no ale do takich smrodów można było przywyknąć przez kilkadziesiąt lat prlu i nawet stare gacie nie utrzymają tego syfu przez dwie sekundy. Ale ci anonimowi internauci? Kim są? Kim, czym są te istoty, które z nienawiści do inaczej myślących Polaków z radością wymazałyby Polskę z mapy świata? Na złość "kaczorom"?! Kim są te człekokształtne istoty liżące wirtualnie dupska Putinom, Merkelom, Miedwiedewom? Tańczące na grobach pomordowanych w Katyniu z zachwytu, że jakiś ruski fiut "upokorzył" Prezydenta RP? Istoty, którym nie przeszkadzał zataczający się nad grobami pijany bolszewicki cham pod pseudonimem Kwaśniewski?

Wypierdalam stąd. Nie chcę mieć nic wspólnego z tym "narodem", z tym "krajem", którego i tak już w zasadzie nie ma. Znalazłem fajne miejsce, ale nie powiem Wam, gdzie. To mała społeczność, nie chcę konkurencji w ubieganiu się o prawo stałego pobytu :)

2010-01-28

Słoń Ceperu się napiął...

...i - jak stwierdził - "podjął odważną decyzję". Fakt, to wymaga odwagi. Podobnie jak odważna decyzja Gołoty w walce z Tysonem. To naprawdę wymagało odwagi, żeby na oczach pełnej hali i milionów telewidzów spierdolić z ringu. Tchórz dałby się raczej wynieść na noszach, prawda? Dlatego opinie, jakoby Tusk stchórzył uważam za nieprawdziwe i pochopne. Poza tym, o ile "Andrew" G. przy okazji ocalił swoje zdrowie fizyczne, o tyle Donald T. ma szansę na utrzymanie swojej psychiki w całości. Dobre i to.

A teraz trochę bardziej serio.

Po pierwsze, nie przywiązywałbym zbytniej wagi do oświadczeń Tuska. Jemu może się jeszcze parę razy zmienić, zależnie od tego, co pokażą sondaże i jak się będzie toczyła walka na haki buldogów pod dywanem. Ewentualnie - jak zdecydują ci, którzy decydują. Poza tym "powrót rycerza na białym koniu", w ostatniej chwili ratującego III RP przed recydywą kaczyzmu, z pewnością doda otuchy i zmobilizuje stada lemingowych dziewic umysłowych. Na razie legenda dla gawiedzi jest taka, iż rezygnacja ta jest najwyższym dowodem na twardość charakteru i odpowiedzialność za Polskę i setki przygotowanych Yeti i Potworów z Loch Ness, czyli tzw. "projektów", o których PO gada od kilku lat, ale żadnego nikomu nie pokazała.

Po drugie - taki PR i rzewna ballada o twardym szeryfie i odpowiedzialnym Szefie jest zrozumiała w sytuacji, gdy w tym samym czasie kolejny z zaufanych kumpli i podwładnych Szefa poci się pod pudrem, zeznając przed sejmową komisją w temacie różnych szachrajstw, o których czujny Szef ponoć nie miał zielonego pojęcia. Taki ufny był. Ale życie to niezła szkoła i teraz już jest twardy. Aha.

Po trzecie - nie sądzę, żeby dzisiejsza deklaracja Tuska służyć miała "przykryciu" ewentualnych następstw przesłuchania kolegi Miro, choć poniekąd taki też będzie jej efekt. No bo kto spośród przeżuwaczy medialnej papki tak naprawdę kuma, o co w tej komisji chodzi? Zagorzali fani PO i tak wiedzą, że żadnej afery nie było, a to wszystko to tylko hucpa "pisiorów", zagorzali fani PiS-u i tak wiedzą, że "pokemony" to złodzieje i pijacy, bo każdy pijak to złodziej, jak wiadomo.
A ci "pomiędzy"? Ci, którzy się interesują ustawkami, zwanymi "polityką krajową" i tak dotrą do rozmaitych źródeł i jakieś tam zdanie sobie wyrobią.

Po czwarte - jeśli nie Tusk, to kto? Schetyna dzisiaj bąknęła, że może Bronek z Jamajki, albo Radek z Londynu, bo Jurek ze Strasbourga ma zbyt ważną misję, by ją przerywać dla takiej popierdółki, jak urząd prezydenta. Ha! No to zapowiada się ciekawie... Dla młodych lemingów ideałem jest zapewne znienawidzony w pewnym okresie Radzio S., bo to człek światowy, języki zna, ma teścia w New Yorku i kumpli w MI5. Obciachu nie narobi, chyba że każe swoim gościom z zagranicy płacić za wejście do Belwederu i za prezenty, ale o takich detalach lemingi nie wiedzą.

Z kolei jamajski marszałek jest na pewno doskonałym kandydatem dla ludzi poważnych, jak np. panowie od śrubek. A ponieważ to oni mają realny wpływ na to, kto, gdzie i kiedy, a nie lemingi, Radek Dwojga Paszportów raczej nie ma szans.

Jest jeszcze Szef Wszystkich Szefów, czyli Andrzej "Bilderberg" Olechowski, ojciec chrzestny Platzformy, ale on w tej chwili zajęty jest przy SD (nie mylić z Sicherheitsdienst). O Cimoszewiczu nie ma co gadać, bo dla niego już od dawna istnieje tylko jedna rola - tzw. "zająca". Ot, wypuszczą go, żeby charty miały trochę ruchu, a potem z powrotem do pudełka...

Tak to wygląda dzisiaj. Zapowiada się ciekawy rok, nie tylko dla licznych powodzian, których raczej nie minie kataklizm wiosennych roztopów, ani dla drogowców / mostowców, bo roboty przy zniesionych przez lód mostach będzie od cholery, ale i dla zwykłych, nie należących do obu w/w grup obserwatorów farsy nazywanej "życiem politycznym III RP". Nieźle zarobią bukmacherzy i producenci kontenerków mieszkalnych. O ile budżet wcześniej nie zbankrutuje ze szczętem.

I tym optymistycznym akcentem żegnam PT Czytelników :)