Ból
Zamierzałem od jakiegoś czasu napisać notkę wspomnieniową, osobistą. Przygotowałem zdjęcia itp. Ale dzisiaj to wszystko bez znaczenia. Będzie inna notka, też częściowo osobista, zaś kompletnie chaotyczna. Z góry przepraszam.
Miałem zaszczyt osobiście poznać kilka osób z listy pasażerów prezydenckiej maszyny, w tym ś.p. Prezydenta RP i jego wspaniałą żonę. Nadal nie wierzę. To nie może być prawda, choć wszystko wskazuje na to, że jest...

Lech Kaczyński był dobrym człowiekiem. Pełnym ciepła i poczucia humoru, błyskotliwym i dowcipnym rozmówcą. Wielkim Patriotą. Wściekało mnie, gdy widząc Go czasem w mediach nie widziałem tego, za co tak bardzo Go ceniłem jako "osobę prywatną"; bywał sztywny, nad wyraz poważny, spięty. Zapewne nie chciał wypaść zbyt "luzacko", albowiem był ze "starej szkoły" i sądził, że pewne rzeczy nie przystoją osobie publicznej.
Wściekałem się, gdy Go szkalowano i ośmieszano w mediach za wszystko, co robił, mówił, czego nie robił, nie mówił, co mógł był zrobić i powiedzieć, albo co powinien, a czego nie zrobił. Za życiowe wybory Jego córki, podkreślanie takich "obciachowych" kwestii, jak patriotyzm, uczciwość, brak chęci do kompromisu w sprawach już dziś "niemodnych". Wyśmiewano się z jego wzrostu, wymowy, publikowano możliwie najmniej korzystne zdjęcia. Nikogo z funkcjonariuszy "wiodących mediów" nie interesowało, CO mówi i jaki jest tego SENS dla Polski i dla Polaków, zwłaszcza tych najbardziej skrzywdzonych "transformacją".
Mdli mnie od hipokryzji, lejącej się dzisiaj zewsząd. Od krokodylich łez skurwieli i kurew, którzy wczoraj jeszcze życzyli Prezydentowi nagłej śmierci i opluwali Go trupim jadem. Chcę wierzyć, że zdobędą się na refleksję, że poczują wyrzuty sumienia, o ile jeszcze je mają. A ja, w co niektórzy pewnie nie uwierzą - współczuję gorąco rodzinom wszystkich ofiar tej tragedii i - co u mnie jest rzeczą raczej rzadką - modlę się. Za dusze wszystkich zabitych w katastrofie.
Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis...
Nie znamy dnia, ani godziny, banał. Ale jeśli już (co nieuniknione kiedyś...), chciałbym tak odejść z tego świata, jak Prezydent RP - trzymając w dłoni dłoń mojej ukochanej kobiety, najlepszego przyjaciela, powiernika, najbliższej osoby. Nie zostawić po sobie płaczącej wdowy i nie zostać zrozpaczonym wdowcem...
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...
II
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.
III
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...
IV
Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...
V
Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...
VI
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dalej - dalej - -
C.K.N.