2010-02-07

Co wciąga poseł Girzyński?

Wczoraj, w wieczornej notce bez litości przejechałem się po hitlerowcach, a to przy okazji wałkowanej w mediach Wybrzeża historii "Wilhelma Gustloffa". Jak się okazuje (mea culpa, bo zaniedbałem lekturę blogów itp.), nie ja jeden w ostatnich dniach pisałem na ten temat. Dzisiaj zajrzałem na blog kolegi lestata, który skomentował tekst posła PiS Z. Girzyńskiego, z zawodu historyka i wykładowcy akademickiego. Właściwie fragment tekstu, o Niemcach i Niemczech. Oto ten fragment:

Tymczasem Niemcy, których historia to tak naprawdę, jedne wielkie dzieje narodu zbrodniarzy i bandytów, robią co mogą, aby wykrzesać z kart swojej historii jakieś pozytywne przesłanie i wykazać, że w zasadzie są ofiarami ogólnoświatowego dramatu, a nie siewcami wojen i tragedii innych.

Nie jestem historykiem, na pewno nie zawodowym. Historię miałem w szkole za komuny, nie licząc "tajnych kompletów" w domu. Moi starsi krewni, zwłaszcza ci, którzy uczestniczyli w wojnie, nie pałali miłością do Niemiec (ani do Rosji, rzecz jasna). Ale czegoś takiego, jak to, co napisał historyk Girzyński - nigdy nie usłyszałem.

Mnie uczono - w domu, rzecz jasna, nie w szkole - że ludzie są dobrzy lub źli i narodowość, wyznanie itp. nie mają tu nic do rzeczy. Że owszem - narody i masy dają się czasem opętać szaleństwu ideologii i potrafią wyrządzić innym wiele zła, ale nawet w najgorszym żużlu znajdują się diamenty, zaś potępianie w czambuł całych narodów, ras i religii do dziesiątego pokolenia nie jest cechą europejskiej cywilizacji.

Czy pan historyk i poseł Girzyński wie, że np. w okresie zaborów Uniwersytet w Berlinie był wybitnym ośrodkiem polonistyki? Że Polacy cieszyli się wielką sympatią Niemców? Nie Prus, ale Niemców? Czy pan historyk i poseł Girzyński słyszał o Sophie Scholl i organizacji Die Weiße Rose? A jeśli Wy, szanowni Czytelnicy tego bloga też nie bardzo kojarzycie, to polecam wujka Gugiela... Dla mnie ci może naiwni studenci uniwersytetu monachijskiego są absolutnymi bohaterami, bo w porównaniu z nimi łatwo było być powstańcem w Warszawie. Spróbujcie - choć to naprawdę wymaga kosmicznej wyobraźni i empatii - postawić się w sytuacji tej wspaniałej dziewczyny, jej brata i i innych młodych ludzi, którzy zostali ścięci przez hitlerowców...

Historia jest pełna przykładów - może nie na szczeblu "wielkiej polityki" - że Polacy i Niemcy nie są pitbullami walczącymi na arenie, choć i tak bywało. A co do "jednych wielkich dziejów narodu zbrodniarzy i bandytów" to po prostu ręce opadają i choćbym wymienił wszystkich niemieckich filozofów, kompozytorów, poetów, pisarzy, inżynierów, konstruktorów i naukowców, którzy złożyli się na potęgę europejskiej i światowej kultury i nauki, to i tak nie dotarłoby to chyba do pana historyka i posła Girzyńskiego, który postanowił zostać rycerzem Niepokalanej... z racji zakutego łba...

Spotkałem w życiu wielu Niemców. Mieszkałem wśród nich, pracowałem z nimi, jedliśmy ten sam chleb i piliśmy to samo wino i piwo :) Nigdy nie kryłem swoich poglądów na hitleryzm, pruską tępotę i idiotyczne czasami niemieckie poczucie "Ordnungu". Nigdy jednak nie spotkałem się z jawną niechęcią i szowinizmem. Wręcz przeciwnie. Szczęściarz jestem? Być może. Być może po prostu spotkałem dobrych ludzi. Ale historyk i poseł Girzyński i tak mi nie uwierzy. Dla niego zapewne każdy Niemiec to jakaś wersja Eryki Steinbach, jeśli nie samego Hitlera.

Wstyd. Żenada. Przykrość. Szkoda, że to nie mój okręg wyborczy. Z rozkoszą skreśliłbym tego jełopa z listy.