2011-09-25

Samopodpalenie i powszechna obłuda

Człowiek stracił pracę. Komornik zajął mu to i owo. Człowiek zaczął pisać listy, żaląc się na swoją krzywdę - do premiera, do polityków. Nic nie wiem o tym, czy usiłował zaangażować media, choćby lokalne, czy zwrócił się do prawników - skoro potraktowano go tak jawnie niesprawiedliwie i niezgodnie z prawem, to przypuszczam, że dałoby się znaleźć prawnika, który chciałby się na tak spektakularnej sprawie wypromować.

Człowiek jednak postanowił inaczej. Wziął rozpuszczalnik, oblał się nim i podpalił pod URM, zostawiając list, w którym opisał bezduszność polityków i ich brak zainteresowania swoją historią.

No i zaczął się wielki show. Ze wszystkich stron padają obłudne apele, by nie wykorzystywać tragedii człowieka i jego rodziny w bieżącej walce politycznej o żłób, bo, prawda, wybory tuż-tuż. Że dziennikarze powinni zainteresować się sprawą, i owszem, wyjaśnić wszelkie niuanse, ale politycy niech sobie dadzą siana, bo nie uchodzi, bo to nie jest comme il faut, żeby włączać ten akt samopodpalenia w nurt wyborczej kampanii.

Wszystko to podawane jest w oparach współczucia dla nieszczęsnego człowieka, każdy życzy mu wyjścia z tego okropnego stanu i głośniej lub ciszej wyraża nadzieje, że spotka go jakieś zadośćuczynienie wyrządzonych krzywd. Nie spotkałem się dotąd z opinią, że człowiek, jeśli przeżyje, powinien przede wszystkim trafić pod opiekę psychiatrów...

Ano tak, moi mili - psychiatrów. U każdego zdrowego psychicznie człowieka najsilniejszym instynktem jest instynkt przetrwania. I nie chce być inaczej. Człowiek, który się targa na życie, a zwłaszcza w spektakularny sposób - nie jest całkiem zdrów na umyśle. I nie jest to depresja, którą i tak wielu ludzi nie uważa za chorobę tylko stan ducha. Ludzie w depresji raczej nie piszą listów do władz i nie urządzają spektakli całopalenia na oczach całego kraju. Ludzie w depresji odchodzą po cichu, dzień po dniu ograniczając swoje kontakty ze światem.

Wiem, spotkam się z ripostą typu "a Siwiec?". Człowiek, który zaprotestował przeciwko agresji UW na Czechosłowację paląc się publicznie? Też był psychiczny? Taki bohater? Owszem, był. Przynajmniej moim zdaniem, bo dla mnie bohaterstwem jest życie, a śmierć przez samobójstwo - kapitulacją. Czy to znaczy, że ich protest był pozbawiony sensu, nie miał racji? Ależ miał, obydwaj mieli - i Siwiec i ów człowiek pod URM.

Komuna była zła, interwencja w Czechosłowacji była tego zła emanacją. Urzędy w Polsce są złe, niekompetentne, niszczą ludzi w niesprawiedliwy, okrutny i głupi sposób. Nie wiem, jak wy, ale ja znam paru ludzi zniszczonych bez litości przez absurdalne prawo, przez "układy", przez urzędowe procedury tak dalekie od zdrowego rozsądku i sprawiedliwości, jak Ziemia od Księżyca. Gdyby normą w tym wypadku było samobójstwo, nasz kraj liczyłby znacznie mniej obywateli.

I to jest zadanie dla polityków, dla dziennikarzy. Nie użalanie się lub pomijanie milczeniem aktu pojedynczego, chorego psychicznie człowieka, tylko dobranie się do tyłka chorym urzędom, choremu prawu, chorym procedurom. Jeżeli nic się w tym bajzlu nie zmieni, to akt samopodpalenia pójdzie na marne i zniknie w natłoku innych "njusów", typu Doda bez majtek na festiwalu, kobieta z brodą, cielę z dwiema głowami.

Ale coś mi mówi, że nic z tego nie będzie, poza frazesami z ust polityków i dobrą wierszówką dla dziennikarzy. Od czasu do czasu najsłabsi psychicznie ludzie zmieleni przez idiotyczny i nieludzki system popełnią samobójstwo, czasem trafiając dzięki temu na nagłówki gazet i do przemówień polityków, a sedno pozostanie nienaruszone. Trochę żalu, trochę wzniosłych obłudnych słów i tyle. Urzędy dalej będą mielić ludzi, tysiące tragedii pozostanie w cieniu. Bo tak wygodniej, a w ogóle who cares, skoro diety i pensje są jeszcze wypłacane?

2011-09-22

2011-09-20

PO: Zrobimy więcej

Cóż... Shit happens.



__________________________________________________________________________


PO powróci w kampanii:


PO nadal robi


oraz w kampanii:


PO robi jeszcze więcej

2011-09-16

Skąd się biorą lemingi?

Od kilku lat socjolodzy, dziennikarze, blogerzy i komentatorzy nie mogą jednoznacznie określić i zgodzić się co do tego, skąd w Polsce biorą się wyborcy szczególnie tępi, podatni na propagandę, odrzucający samodzielne myślenie o otaczającym ich świecie na rzecz gotowych, nijak nie przystających do realiów życia propagandowych sloganów.

Ta grupa wyborców, niezwykle liczna, dorobiła się miana "lemingi", od sympatycznych skądinąd gryzoni, które raz na jakiś czas dostają amoku i równie masowo, co bezmyślnie topią się w oceanie. Ludzki leming, w odróżnieniu od gryzonia, w amoku tkwi nieustannie, a raz na jakiś czas funduje zgrozę wszystkim swoim współplemieńcom przy okazji wyborów.

Leminga polskiego charakteryzuje - poza totalnym brakiem myślenia - emocjonalne rozpięcie pomiędzy bezkrytycznym uwielbieniem dla rządów Donalda Tuska, a irracjonalną nienawiścią do Jarosława Kaczyńskiego. Skrajnym przypadkiem tej postawy jest wielokrotnie spotykane przeze mnie na różnych forach internetowych stwierdzenie, że lepiej być nędzarzem za Tuska, niż bogaczem za Kaczyńskiego.

Lemingi od czasu do czasu "chowają babci dowód", deklarują masowo zakupy w "Biedronce" na złość Kaczorowi, przyłączają się do najgłupszych możliwych "akcji" na fejsbuku itp. itd. A uczeni w piśmie ludzie usiłują nakreślić portret leminga wyborcy, szukjąc go a to w wielkich miastach, a to wśród seryjnie produkowanych na dziwnych uczelniach ćwierćinteligentów, a to wśród zapracowanych na śmierć japiszonów, a to wśród zakompleksionych, wiejskich aspirantów do "wielkomiejskości" i europejskości...

Tymczasem rzecz jest o wiele prostsza, acz w backgroundzie czai się mizerna jakość polskich szkół, polskich elit i tzw. "autorytetów". Istota rzeczy jednak jest prostsza, niż wydawać by się mogło uczonym analitykom od nauk społecznych, a wyłożył ją poeta. Tak, poeta, ów kochanek Muz! W przebłysku geniuszu odpowiedzi na zawarte w tytule notki pytanie udzielił Julian Tuwim:

Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.

By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.


No właśnie. Produkcja trwa, choć podobno ostatnio zanotowano spadek...
W ramach bonusu - Grzegorz Turnau:

Plakaty, aniołki, miotły i tramwaje



Moherowie babcie z PiS-u mają przewagę liczebną, ale laski związane z PO biją je na głowę doświadczeniem i sprytem... Czy któraś z tych moherek przeżyłaby cztery lata na jednym dorszu za 6,50 + VAT? Czy przekopałaby w parę dni las i bagno na metr głęboko? Czy potrafiłaby pojechać tramwajem pod prąd bez prądu? A może któraś już rządziła i umiała tak rozp... rozbudować Stolicę? Na pewno żadna nie miała też rozbieranej sesji dla "Super Expressu", bo to zacofane moherki są!

2011-09-14

Szatan z "Bravo Girl" i biedny Kazik

Lektura mediów wszelakich zniechęca nawet do czytania, o pisaniu nie wspominając. Ale pewne rzeczy są śmieszne w odróżnieniu od przeciętnej, potwornej nudy, zatem przełamuję niechęć i sięgam po klawiaturę. Cóż, kwadrans z życia wyjęty, ale niech tam.

Pierwszy ze śmiesznych wątków, jakimi żyje gawiedź, to niejaki Nergal w TVP. Podobno od reakcji Kościoła i środowisk ludzi wierzących na tę zniewagę zależy dalszy los chrześcijaństwa w umęczonej Najjaśniejszej, a kto wie - może i na całym świecie. Podobno tak zawyrokował red. Lisiecki, a wielu komentatorów się z tym zgadza. Nosz ludzie... Jeszcze trochę takich głupot, a poza Wałęsą, który twierdzi, iż sam (no, trochę mu Danuśka pomagała...) obalił komunizm, wykreujecie gostka, który będzie głosił, iż sam obalił chrześcijaństwo...

A kim jest ów Nergal? Satanistą? Śmiech na sali. Koło satanisty to on nawet nie stał. Misio maluje sobie gębę, robi "straszne" miny wywołujące lęki u czterolatków, pisze teksty na poziomie literackim o wiele niższym, niż większość wierszyków w dworcowych kiblach i udaje, że umie grać na gitarze. Aha - i jeszcze podarł książkę. A poza tym jest "gwiazdą" tabloidów, idolem garstki matołków i wypromował się krótkim związkiem z różową landrynką, czyli Dodą - idolką dziewcząt z podstawówki i młodszych klas gimnazjum. Widziałem jakieś dwa lata temu tę parę na spacerze w Sopocie, już po zmroku. Nic strasznego, rzec można chłopak i dziewczyna jak miliony innych, w normalnych ciuchach, za rączkę. Ani jedno, ani drugie nie miało w sobie nic ze scenicznego image'u. Ot, Doda i Nergal "po pracy". Ani zeń satanista pożerający dzieci, ani z niej różowa Barbie epatująca głupawym końskim śmiechem.

Ten "satanizm", ta "dziwkowatośc" to są - mniejsza o to, czy mądre, czy głupie; ważne, że dochodowe - kreacje dla gawiedzi i tabloidów. Głupki kupują te wizerunki, ale dlaczego robią to, zdawałoby się, inteligentni ludzie? Nergal to licha popkultura i nic więcej. Znalazł sobie niszę i się w niej usadowił. Na koncercie, w wywiadzie, przed obiektywem napina się i udaje zombie, ale tak naprawdę to tylko plastikowy produkt mediów, robiący w szołbiznesie na odcinku "młot na katoli".

Czy zatem jest sens tak "serioznie" protestować przeciwko temu, że komercyjny program będzie miał jurora ze świata komerchy, acz z jej specyficznej półki? Moim zdaniem - nie. Że to publiczna TV? A od kiedy ona jest publiczna? Tak ona jest publiczna, jak państwowa francuska firma telekomunikacyjna jest polska i w dodatku prywatna, SA. TVP zawsze była państwowo-partyjna, a od czasów komercjalizacji mediów stała się jak najbardziej komercyjna. Jej jedyną misją jest mieć wyższe słupki oglądalności, niż konkurencja i wyczesać więcej kasy od reklamodawców. Kazania na temat "misyjności" TVP to zwykłe zaklinanie deszczu, a poza tym nie jest to najważniejszy polski problem, niestety...

A że Nergal podarł Biblię? Ludzie, ten "szatan" z kolorowych pisemek podarł książkę. Książkę. To nie jest Słowo Boże, jak obraz Chrystusa nie jest Bożym Synem, tylko obrazem. Idioci i totalitaryści od zawsze niszczyli książki, palili je na stosach, skazywali na przemiał... Facet wykonał ten śmieszny i żałosny gest, bo doskonale wiedział, że dzięki temu z dnia na dzień wyjdzie z niebytu i stanie się "gwiazdą". I tak też się stało. Znaleźli się "oburzeni i obrażeni", którzy też zawalczyli o swoje pięć minut w mediach i pooooszło... Jak to powiedział Żorż Ponimirski: "Sami wywindowaliście to bydlę na piedestał". I jak widzę - "promocja" Nergala trwa dalej...

***


Biedny Kazik. Parę miesięcy temu przyznał w jakimś wywiadzie, że wkurza go Platforma, że za PiS-u żyło mu się lepiej, a ś.p. Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem Polski w minionym dwudziestoleciu, a teraz wywleczono tę wypowiedź i natychmiast zawieszono Kazika na sztandarach... Jeszcze trochę tej idiotycznej euforii, a dowiem się, że Kaczyński zamierza dać mu "jedynkę" w Warszawie...

Drugi raz apeluję - ludzie, ogarnijcie się! Kazik i owszem - dokonał czegoś, na co niewielu stać - pokonał dysonans poznawczy, przyznał, że dał się zmanipulować i wyszedł na idiotę. To rzadka rzecz, wymagająca sporej cywilnej odwagi, dystansu do siebie i zwyczajnej przyzwoitości. Aż tyle i tylko tyle. Nie róbcie więc zeń "pisowca", bo tego nie powiedział, tak się nie określił. Kazik zawsze był sobą, mocno niezależnym indywidualistą i niech tak zostanie.

Robienie z Kazika "pisowca" jest równie zabawne, jak robienie z Nergala "satanisty". Mnie jest zupełnie obojętne, czy Kazik pójdzie na wybory, czy nie, a jak pójdzie, to na kogo zagłosuje. Jest dorosłym, wolnym facetem i może robić to, co uważa za stosowne. Tak czy siak - nie będzie mu łatwo w tzw. "środowisku", bo już "skontrowano" jego opinię wyciągniętym z szafy Lipińskim, a co głupsi fani zamierzają palić jego płyty. Krótko mówiąc - idioci są po obu stronach polskich podziałów. Nie dajmy się zwariować.

2011-09-06

Mała zagadka muzyczna :)

Polityka jest nudna, jak psia dupa, zatem dla odmiany mała zagadka muzyczna, którą dedykuję isztar (która jest muzykiem) i telokowi, który muzykę kocha i jest blogerskim didżejem :)

Pytanie brzmi: Kto gra, co gra, kiedy i gdzie (czyli co to za koncert, innymi słowy)? :)



Ja się na jakiś czas odcinam od blogowania, zatem spoko, jest czas na rozwiązanie tej dość prostej zagadki :)

Spot wyborczy PO. 4 lata później...

2011-09-05

Bolec o kampanii wyborczej PJN

Znany szołmen Marek Migalski pochwalił się dzisiaj hasłem wyborczym swojej kanapy:

"Wszystko jest możliwe" – tak brzmi nasze hasło wyborcze w kampanii internetowej. I rzeczywiście – jesteśmy przekonani, że wszystko, co dobre, jest w Polsce możliwe. Możliwe są czyste dworce i punktualne pociągi, możliwe są autostrady budowane na czas i sprawna służba zdrowia. Możliwe też jest tanie i dobrze zarządzane państwo, niższe podatki i sprawne sądownictwo. Możliwe jest także prowadzenie polityki zagranicznej, która nie będzie ciągłym pohukiwaniem na naszych partnerów, ale nie będzie jednocześnie jedynie nadstawianiem im ramienia do poklepywania.

O komentarz poprosiliśmy "Bolca":

Gdyby wybory mogły cokolwiek zmienić, zostałyby zakazane

...jak głosi pewne anglosaskie powiedzenie (diabli wiedzą, kto to pierwszy powiedział; jakiś anonim i w języku angielskim, tylko to jest pewne). I ja się z tym zgadzam, osobliwie, kiedy patrzę na polską politykę.

Polska scena polityczna jest dokumentnie zabetonowana przez niedorzeczną ordynację, zaś przeciętny polski wyborca działa i podejmuje decyzje właściwie tylko na podstawie emocji, co stwarza pole do popisu dla propagandy. A zważywszy, że media w II prlu praktycznie realizują koncepcję mediów z czasów Urbana, to mamy to, co mamy.

Bo co mogą zmienić najbliższe wybory?

Jeśli wygra Platforma Obywatelska, zadłużanie kraju i finansowa degradacja obywateli będzie postępować nadal, a tzw. społeczeństwo nic nie będzie sobie robić z kolejnych afer różnych Zbychów, Mirów i Rychów, ani np. z okradania funduszy emerytalnych. Dokładnie tak, jak nie robi sobie z tego nic już teraz. A jeśli uda się całkiem zakneblować opozycję i przy pomocy np, "rozgrzanych sądów" wyeliminować PiS z przestrzeni publicznej, nastanie wymarzony przez wielu powrót do "dobrobytu gierkowskiego" z prlowskim "jakoś to będzie", "jak się da, to się zrobi", "kto nie kombinuje, ten nie ma". Bo nie oszukujmy się - jedyną opozycją dla obecnego układu rządzącego jest PiS, a nie SLD, o kozetkach typu PJN nie wspominając. Krótko mówiąc - po zwycięstwie PO nastąpi "dalsze umacnianie i rozwijanie" tego syfu, który jest nazywany polską polityką.

Jeśli wygra PiS, nawet miażdżąco, to i tak nic się nie zmieni. Też będzie powrót, aczkolwiek nie do czasów gierkowskich, a do lat 2005-2007, z tym, że tym razem nie potrwa to dwa lata. Tym razem prezydent nie będzie "hamulcowym" dla jedynie słusznych ustaw, tylko jedynym obrońcą przed kaczyzmem-faszyzmem. Żadne afery i niekompetentne działania rządów PO nie zostaną rozliczone, bo sądy nagle wychłódną i oczywiście cały świat zacznie się z nas śmiać, o czym skwapliwie doniosą "niezależne" media. W dodatku burdel w finansach państwowych i nadchodzący ponoć kryzys tym łatwiej zmiotą PiS ze stołka, że "niezależne" media z łatwością wmówią masom, że to wszystko wina partii Kaczyńskiego. Bo jest jedna, istotna różnica pomiędzy społeczeństwem polskim lat 80-tych ubiegłego wieku, a obecnym - wówczas tylko garstka frajerów wierzyła mediom i ich zapewnieniom, że "nie ma alternatywy dla ludowej Polski". Teraz wierzą miliony cymbałów, nie potrafiących zinterpretować prognozy pogody, jeśli na mapie nie ma narysowanego słoneczka, chmurki albo piorunka.

Krótko mówiąc - Polska jest skazana w obecnym układzie na pogłębiającą się "bananowość". Dopóki gawiedzi wystarczą seriale, tańce z gwiazdkami, a w miarę znośna rata kredytu pozwoli przeżyć do najbliższej wypłaty, dopóty nic się nie zmieni. Miliony idiotów nadal będą żyć marzeniem, że przy odrobinie fartu zostaną gwiazdami reklamy za parę baniek, albo przynajmniej wejdą na okładki bulwarówek jako zwycięzcy konkursu w staniu na głowie. Albo dzięki darciu Biblii lub sikaniu do zniczy. Tych, którzy mają inną koncepcję na życie i na Polskę, jest zwyczajnie za mało.

Czyli co? Pozamiatane na wieki wieków amen? Tego nikt nie może wiedzieć, dlatego nie będę się silił na odpowiedź. Może - powtarzam: może ten cały zabetonowany układ paść pod wpływem jakiejś zewnętrznej zawieruchy, typu zadyma na skalę europejską, a być może, że wcześniej pęknie coś na naszym podwórku. Do tego nie trzeba "demokratycznej większości" - wystarczy dość liczna grupa niezadowolonych, lub naprawdę wkurzonych. Może też dojść do walki buldogów pod dywanem i to będzie zapalnikiem. Może. Osobiście niewiele mam przeciw jakiejś niewielkiej, krwawej rewolucji z jej typowymi atrybutami, jak szafot albo zwykłe wieszanie na latarniach. Bo pudrowanie wrzodu na dłuższą metę się nie sprawdzi i wrzód albo sam pęknie, albo trzeba go będzie przeciąć. Poleje się przy tym z pewnością trochę ropy i krwi, ale cóż z tego, jeśli organizm wróci do zdrowia?

2011-09-04

Prywatna Liga Krauzego, czyli paranoja jest gruba

W "dzikim kraju", czyli II prlu (nazwa handlowa: III RP), doszło do kolejnej paranoi w tzw. biały dzień. Oto Prywatna Liga Krauzego (nazwa handlowa: Polska Liga Koszykówki), której głównym udziałowcem jest PZKosz, którego z kolei największym płatnikiem jest znany wszystkim pan Ryszard Krauze, zwolniła z I rundy rozgrywek o mistrzostwo Polski GKK Arka S.A. (nazwa handlowa: Asseco Prokom Gdynia), drużynę aktualnego mistrza Polski, przypadkiem należącą również do mesje Krauzego.

Tę kontrowersyjną decyzję usprawiedliwiono, rzecz jasna, dobrem polskiej koszykówki, aczkolwiek, "wicie rozumicie, som plusy i minusy, ale plusy przeważyły". No ba - plusy są dla pana Krauzego, minusy dla polskiej koszykówki, ale kto by się tam przejmował niegdyś bardzo popularną dyscypliną sportu, skoro nawet teraz, będąc w medialnym zaniku i tak zapewnia działaczom godziwy szmal...

Ponieważ większość znanych mi entuzjastów sportu woli grę wymyśloną na pastwisku od gry wymyślonej na uniwersytecie i nie bardzo kojarzy, o co chodzi - parę słów wyjaśnienia. Rozgrywki ekstraklasy koszykarzy organizuje PLK. W nadchodzącym sezonie liga będzie liczyła 14 klubów, czyli o dwa więcej, niż w sezonie ubiegłym. Po paru latach wrócił do ekstraklasy absolutny rekordzista w ilości trofeów, czyli Śląsk Wrocław, zarżnięty parę lat temu przez "układ wrocławski".

Polskie kluby koszykówki są dość biedne, jako, że trudno o hojnych sponsorów w sporcie, zmarginalizowanym przez debilne zarządy. Wyjątkiem jest Asseco Prokom pana Krauzego, którego budżet wynosi mniej więcej połowę budżetu pozostałych klubów ligi łącznie. Prokom gra też w Eurolidze (gdzie na ogół zbiera baty) a także - i tu uwaga - w tzw. Lidze VTB. Cóż to za twór? Otóż to całkiem prywatna liga sponsorowana przez ruski bank VTB, w założeniu skupiająca najlepsze kluby z obszaru byłego imperium sowieckiego. Twór ten nie jest uznawany przez oficjalne organizacje koszykarskie, jak FIBA czy ULEB, ale o to mniejsza, gdy można zgarnąć kaskę w igrzyskach zafundowanych przez ruską oligarchię. Ot, taka liga bywszego Sojuza, gdzie jest zero ideologii, a sporo kasy.

Już w zeszłym sezonie mesje Krauze chciał olać rozgrywki o mistrzostwo Polski (nie całkiem, bo w play offach APG chciał zagrać jak najbardziej), ale Liga się postawiła i nic z tego nie wyszło. Prokom grał część meczów trzecim składem, zbierając bęcki choćby od beniaminka, najlepszy płatnik był wkurzony, bo w Eurolidze i VTB też nie szło, zatem w tym roku bardziej nacisnął na Ligę pod nowym zarządem i trach - smród się rozszedł, choć puszczenie bąka zaplanowano cichaczem na weekend.

Mała dygresja - wyobraźcie sobie, drodzy miłośnicy piłki kopanej, że np. jakiś szejk ma kaprys zrobić "ligę" najlepszych drużyn z obszarów, na których kiedyś rządzili Arabowie i w związku z tym hiszpańska federacja zwalnia Barcelonę z I rundy rozgrywek o mistrzostwo Hiszpanii... Niech sobie chłopaki dorobią parę petrodolarów bo i tak są najlepsi w kraju, to co się będą pieprzyć i grać z jakimiś cieniasami z Majorki. Wyobrażacie to sobie?

A tak jest w II prlu w koszykówce. Wielki powrót Śląska miał odbyć się już w pierwszej kolejce, w Hali Stulecia, ale Śląsk będzie pierwszą rundę pauzował, bo jaśnie Asseco Prokom nie ma życzenia grać. "Cieszą się" zapewne kibice Śląska, "cieszy" klub, bo "wyprzedał" wszystkie bilety na wielki mecz. Tak samo pewnie cieszą się kibice i kluby pozostałych beniaminków, czyli AZS Politechnika Warszawa i ŁKS Łódź... Na pewno zainteresowanie mediów i sponsorów taką śmieszną ligą wzrośnie, no nie? A mesje Krauze, zwany "grubym Rychem" oszczędzi trochę kasy na wyjazdach, hotelach, pensjach itp., "zmarnowanych" na polską ligę. Zaś może uda się zarobić trochę u Rusków. Same korzyści.

Ptaszki ćwierkają, że PZKosz dostał od Grubego Rycha dwie bańki, stąd ta przychylność władz. Niedużo, prawda? Byle ustawa kosztuje w tym dzikim kraju więcej, niż mistrzostwo Polski w koszykówce, bo do tego się to sprowadza. Od lat sędziowie są panu Krauze wielce przychylni, Związek takoż. W końcu najlepszy płatnik. Nawet nasza reprezentacja gra w koszulkach z napisem POLSKA i PROKOM. To drugie - większą czcionką... Dopiero teraz na piersi zawodników wrócił orzełek, po paru latach wygnania. Ale to zasługa kibicowskiej akcji. Może i teraz kibice sprężą się i zrobią porządek? Hmmmm... Gdy chodzi o kasę, to nie jestem już tak pewny... A może zajmie się tym bajzlem minister sportu i prokuratura?

Na stronie Ministerstwa Sportu, w opisie ustawy, jest takie coś: Ustawa o sporcie wprowadza także odpowiedzialność karną za przestępstwa przeciwko zasadom rywalizacji sportowej. Mają one zapewnić prawidłowy przebieg rywalizacji sportowej, a w szczególności przestrzeganie zasad fair play. W przypadku przyjęcia korzyści majątkowej w zamian za nieuczciwe zachowanie mające wpływ na wynik sportowy będą groziły kary pozbawienia wolności do 8 lub 10 lat.

No właśnie. A panom: Jackowi Jakubowskiemu (Prezes Zarządu Polskiej Ligi Koszykówki S.A.), Grzegorzowi Bachańskiemu (Prezes Polskiego Związku Koszykówki) i Marcinowi Widomskiemu (Przewodniczący Rady Nadzorczej Polskiej Ligi Koszykówki S.A.), którzy podpisali się pod tą kuriozalną decyzją, wypada już podziękować. Kto by przypuszczał, że tak szybko przyjdzie zatęsknić za R. Ludwiczukiem...

2011-09-02

Krótki film po debatowaniu

A w zasadzie dwa krótkie filmiki, bo odbyły się dwie "debaty". Jedna w "zaprzyjaźnionej telewizji", a druga w "tej drugiej". A ja tak sobie myślę, że polskie kino, przynajmniej w części, jest skazane na ponadczasowość.




Płać Warsiawo, płać

Jeden z kolegów-blogerów rozdarł szaty nad zdzierstwem władz stołecznego miasta, które łupi swoich mieszkańców bez litości, okazując jednocześnie hojność w obdarowywaniu urzędasów premiami... Ach, co za "bul". I dobrze, ma boleć, jak pisze moja ulubiona blogerka.

Niedawno byłem na spotkaniu z Wojciechem Cejrowskim, na którym - obok mnóstwa innych ciekawych rzeczy, WC powiedział, że Warszawa to taki kompostownik Polski - zsyłamy tam wszelkie odpadki z całego kraju. Potwierdzam to, jako - przez jakiś czas - mieszkaniec stołecznego grodu. Tylu idiotów na metr kwadratowy, tylu chłopów i bab z zabitej dechami wsi, którzy z wioskowych przygłupów awansowali nagle do miana młodych, wykształconych z dużego miasta - nie znajdzie się nigdzie. Ach, te "wielkomiejskie" napinki, ten luz, ten fejsbuk, te szusy po galeriach, to "susi w susiarni", ta duma, że "my mama mnietro" i jesteśmy tacy "ełropejscy", że ho-ho! A ci, co przychodzą pod Krzyż na KP, to "robiom nam wiochem"...

Serce mi się kraje, bo dla mnie Warszawa to święte miasto, gdzie wszędzie człek stąpa po krwi Polaków, dla których honor, Bóg i Ojczyzna nie były ciemnogrodzkim frazesem... Tylu pięknych, szlachetnych ludzi, do których mogłem mówić "ciociu" lub "wuju" poległo na tych ulicach, których mapa jest dzisiaj zupełnie inna...

A teraz co? Mega wiocha, w której dominują debile, japiszony i absurdalna agresja, skierowana przeciw wszystkim, jak trafnie zauważył Zygmunt Miłoszewski w "Uwikłaniu". Bufonada przygłupa, oto wizytówka "sztolycy".

Żal tylko tych prawdziwych, coraz mniej licznych Warszawiaków, od pokoleń niosących w genach niepokorne miasto. Rodzą się nowi, w większości z chama miastowi. Bo chłop ze wsi wyjść może, owszem, ale wieś z chłopa - nigdy.

Szkoda Warszawy, "warsiawiaków" - ani trochę.

2011-09-01

Jurek ogórek, kiełbasa i sznurek

Były marszałek sejmu i były aktywista ZChN-u, czyli Marek Jurek napisał był notkę o wczorajszym głosowaniu nad zmianami w obowiązującej ustawie tzw. "antyaborcyjnej". Cztery lata temu podobna kwestia (projekt zmiany konstytucji w sprawie ochrony życia poczętego), a w zasadzie upór Marka Jurka doprowadziła do osłabienia rządu Jarosława Kaczyńskiego, a w rezultacie przyspieszonych wyborów. Pan Jurek pryncypialnie zrezygnował z funkcji marszałka i wystąpił z PiS, jako partii "dwuznacznej moralnie", co nie przeszkodziło mu zawrzeć porozumienia z Romanem Giertychem i Januszem Korwin-Mikkem, który jest za legalizacją narkotyków i burdeli, a społeczną naukę KK, do której jest tak bardzo przywiązany Marek Jurek uważa za socjalistyczne brednie. Widocznie jednak niechęć obu w/w panów do PiS-u okazała się dostatecznym spoiwem.

I nic się chyba w tej materii do dziś nie zmieniło. Bo oto wczorajsze uwalenie projektu nie jest, zdaniem pana marszałka wynikiem tego, że PO i SLD solidarnie głosowały przeciw, tylko tego, że na sali zabrakło paru posłów PiS-u, chociaż wszyscy obecni parlamentarzyści tego ugrupowania byli "za".

No cóż, pamięć mam słoniową i pamiętam, że gdy w 1989 roku kontraktowy sejm wybierał na prezia Jaruzela, to też na sali zabrakło paru posłów OKP, w tym... pana Marka Jurka. I Jaruzel został wybrany jednym głosem. Rozumiem, że dla pana marszałka taki Jaruzel, czy "gruba kreska" to nic w porównaniu ze skrobanką, że nauka społeczna Kościoła milczy w temacie komunistycznych zbrodniarzy, ale to chyba trochę głupio zarzucać komuś coś, co ma się samemu na sumieniu?

Aliści jak patrzę na "kariery" niektórych byłych zetchaenowców, jak Marcinkiewicza, Niesiołowskiego, Libickich, to w zasadzie nic mnie nie jest w stanie zadziwić. Ich tropizm do konfitur, albo kiełbasy jest zdumiewający, jak na byłych przedstawicieli partii moralnych pryncypiów. I to ich w zasadzie odróżnia od Marka Jurka, który nie tak dawno miał wielki wpływ na polską politykę, ale sam się tego wpływu pozbawił i "w imię zasad" pośrednio zafundował Polakom powrót do prlu. Teraz ostał mu się jeno sznurek. Kiełbasa uciekła, Jurek do piekła.