2010-08-30

Sierpień '80. Trzydzieści lat minęło.

Czytam i słucham. I ręce opadają. Bo najwięcej do powiedzenia o tym, czym była "Solidarność" i sierpień sprzed trzydziestu laty mają ci, których nie było wówczas nawet w planach, albo jeszcze lali w pieluchy. No i ci, którzy w "Trybunie Ludu" grzmieli na "warchołów z Wybrzeża", a dzisiaj komentują w TV w stylu "walczyliśmy", "zrobiliśmy"... Farsa, jak prawie wszystko w tej potiomkinowskiej wsi ochrzczonej III RP.

Część komentatorów widzi w strajkach 80 roku robotę esbecji i jakiejś tajemniczej frakcji w pezetperze, która chciała obalić Gierka. Część pisze pogardliwie o "robolach", którzy chcieli tylko michy i "socjalizmu z ludzka twarzą", a jeszcze inni spierają się, kto jest "prawdziwą legendą" i dlaczego Wałęsa. A od paru godzin - Henryka Krzywonos. W 50-tą rocznicę dowiemy się zapewne, że to wszystko dzieło Tuska i Komorowskiego, przy udziale paru dziennikarzy, jak Igor Janke, który ma ostatnio obsesję na temat "posiadania jaj", więc panią Henrykę uznał za "kobietę z jajami" i zachwycił się tak, jak nigdy ś.p. Anną Walentynowicz. Pojedź sobie Igor do Nowego Portu i rozpytaj dawnych sąsiadów nowej "ikony". Ale to tak na marginesie.

Solidarność (będę pisał dalej bez cudzysłowu) to nie facet, który skoczył motorówką przez płot. To nie doradca WZZ ś.p. Lech Kaczyński. Nie Borowczak, nie ś.p. Aram Rybicki, nie ś.p. Maciej Płażyński. I nawet nie ś.p. Anna Walentynowicz. To są myślowe skróty, niezbędne czasami symbole. Solidarność to te tysiące ludzi pod stocznią, dodające otuchy tysiącom po drugiej stronie płotu. To ci, którzy objeżdżali Trójmiasto usiłując kupić coś do jedzenia i ci, którzy z tego robili strawę dla strajkujących. Ci wszyscy, którzy pierwszy raz naprawdę poczuli, że nie są skazanym na wegetację motłochem.

I gówno prawda, że szło o michę. Gdyby szło o michę, to motorowodniak z ul. Polanki przy wsparciu tzw. "intelektualnej opozycji" zakończyłby strajk po paru dniach. Bo wśród tych, którzy roznosili zarzewie solidarności po Polsce byli i tacy, którzy na pustą michę nie mogli narzekać. Ludzie zwyczajnie mieli już dość kłamstwa, iście goebbelsowskiej propagandy tow. Szczepańskiego. Wolność słowa, stowarzyszeń, związków - mówi wam to coś, specjaliści od sprowadzania solidarności do wódki i kiełbasy? Gówno prawda, że to były postulaty "intelektualistów" z Warszawy. To były postulaty zwykłych, anonimowych ludzi. O tym się mówiło w tłumie pod stocznią, gdzie ludzie rzucali się na każdą ulotkę, na każdy wolny tekst. Nie na kiełbasę. Można znieść biedę, a nawet znosić ją w nieskończoność, ale nieustannego upodlenia - nie.

Solidarność to byli ludzie na ulicach Trójmiasta, jak nigdy przedtem życzliwi wobec siebie nawzajem i pełni niewypowiedzianych nadziei, że ta piramida kłamstwa i upodlenia wkrótce runie. To pijaczek z sąsiedztwa, który zawziął się i przestrzegał narzuconej prohibicji. W poczuciu solidarności właśnie i w poczuciu, że dzieje się coś, co nie pozwala mu już myśleć o sobie wyłącznie w kategorii "ja".

Przed oczami przesuwają mi się niewyraźne obrazy, spatynowane przez czas. Zwykle zmęczona i opryskliwa ekspedientka, która nagle wyszlachetniała i wypiękniała zwyczajną ludzka godnością. Kolejarz z przypiętą do bluzy munduru karteczką z ręcznie wykaligrafowanym napisem "Solidarność". Ludzie, składający kwiaty pod bramą stoczni. Esbeckie mordy w tłumie, rozpoznawalne na kilometr po standardowym cywilnym wdzianku z gównianego jeansu, co dzień inne. Kamerzyści z milicji, filmujący tłum z balkonów wieżowca przy stoczni, w którym mieszkali "radzieccy inżynierowie".

Z powodu strajku komunikacji miejskiej został zwinięty cyrkowy namiot, w którym Teatr STU wystawiał "Szaloną lokomotywę" na motywach z Witkacego. Ale na Placu Zebrań Ludowych sowiecki cyrk przedłużył występy o tydzień. Na słupach z plakatami "Cyrk Radziecki" pojawiły się sztrajfy z napisem "Ostatnie dni!" Śmiech przechodniów, choć przedwczesny - to też była solidarność.

Czymże ona w końcu była, ta solidarność? Myślę, że nie opisem, a nadzieją. I co gorsza - nadal jest. Tylko, a może aż nadzieją.

_____________________________________________________


P.S. Dzisiaj "gwiazdą" jest p. Krzywonos, której bohaterstwo opiewają pryszczate lemingi i niedouczeni dziennikarze. Polecam poświęcony jej tekst autorstwa leszka.sopot, który to tekst został przez bezjajeczny Sralon24 wciśnięty gdzieś w rejony piwniczne, bo inaczej ktoś mógłby to przeczytać i cały pogrzeb na nic :)

2010-08-25

Bareja wiecznie żywy

Pamiętacie scenę z "Misia", w której syn odprowadza matkę na krajowe Okęcie? Bileter nie chce wpuścić go na salę odlotów i sugeruje, że może "pożegnać matkę machaniem z tarasu widokowego". Okazuje się jednak, że przy wejściu na taras wisi wywieszka: "Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu"...

Okazuje się, że podobne poczucie humoru kwitnie 30 lat później, w tzw. III RP. Oto, co figuruje przy wejściu do Urzędu Pocztowego nr 12 w Słupsku:


Dla informcji - odległość pomiędzy UP 12 w Słupsku a UP 50 w Gdańsku to mniej więcej 140 km... :)

Dla niedowiarków - tutaj tabliczka informacyjna w pełnej okazałości :)

Pozdrowienia dla wszystkich miłośników S. Bareji!


______________________________________________________________________

2010-08-07

"Klaskaniem mając obrzękłe prawice..."

Pan europoseł Marek Migalski okrutnie się zeźlił na większość komentatorów pod swoją notką pt. "O tym dlaczego wczoraj klaskałbym w Sejmie". No wiadomo - gawiedź czyta i nie rozumie, że pan europoseł, gdyby był pl-posłem, to wczoraj w sejmie stawałby na baczność i klaskał B. Komorowskiemu z szacunku dla URZĘDU (jak sam napisał w dyskusji pod notką, wielkimi literami, ma się rozumieć). Choć przecie przyznaje, iż jego zdaniem ta prezydentura będzie raczej straconymi dla Polski latami.

Dowcip zaś leży gdzie indziej, a mianowicie w tym, iż wedle pana europosła nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na zaprzysiężeniu to błąd taktyczny, pijarowy i dawanie pretekstu do ataku przeciwnikowi. To prawdopodobnie, w dość nieporadny sposób chciał przekazać gawiedzi pan europoseł. Ino gawiedź nie pojęła. Cóż, nie tylko gawiedź nie pojmuje mądrości pana posła, ale i sam pan poseł nie błysnął intelektem...

Po kolei.

1/ Czy pan kojarzy, panie pośle, takie pojęcie jak hipokryzja? Podam dobry przykład - Donald Tusk na zaprzysiężeniu ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Bardzo go szanował, prawda?

Mnie cieszy, że Jarosław Kaczyński hipokrytą nie jest. Poza tym musi pamiętać, jak obecny prezydent "ciepło i z szacunkiem" wyrażał się o jego bracie.

2/ Jest pan na maksa naiwny, albo udaje głupiego, a wraz z Panem tacy komentatorzy, jak Janina Jankowska, czy Wojciech Wybranowski. Gdybym był 10 razy głupszy i 10 razy bardziej naiwny, niż jestem i tak nie miałbym wątpliwości, że gdyby Jarosław Kaczyński był na zaprzysiężeniu, to nazajutrz media pełne byłyby jego zdjęć, z których wynikałoby, iż pan prezes tłumi niechęć, krzywi się z obrzydzeniem, patrzy tak, jakby chciał kogoś zabić. To żadna sztuka z 1000 klatek wybrać taką, jaka się "nadaje". Artykuły i komentarze zaś pełne byłyby stwierdzeń, iż prezes znowu udaje lepszego, niż jest - jak w kampanii. Bo gdyby nie udawał, toby nie przyszedł...

Na szczęście nie przyszedł. Nikt na jego miejscu by nie przyszedł gratulować ludziom, dzięki zaniedbaniu których doszło do śmierci prawie setki osób i którzy maję to gdzieś.

3/ PR. Że niby to, co robi Kaczyński psuje PR partii. He, he, he. Jakbyś się pan, panie Marku nie odwrócił - dupa zawsze będzie z tyłu. W nienormalnym kraju, jak Polska, w którym istnieje właściwie już monopol medialny jak za nieboszczki PZPR i tak nie ma szans na dobry pijar i tak. Wytresowane przez media bydło i tak kupi tylko to, co doń dotrze z przekaziorów, a te ze wszystkiego zrobią taka papkę, jaka najbardziej bydłu smakuje. Pieprzyć PR, robić swoje. Lemingi i tak was nie posłuchają i zdania nie zmienią.

Jest takie powiedzenie: "Nie dyskutuj z idiotą, bo cię sprowadzi na swój poziom i pokona doświadczeniem". Ta sama zasada dotyczy PR-owskiej walki z PO. Nawet nie to, że są lepsi, bo seria idiotycznych wpadek podczas kampanii prezydenckiej pokazała, że to wyjątkowi amatorzy i cieniasy. Ale za nimi stoją prawie wszystkie liczące się media. Zatem po co się napinać? Odmóżdżonego elektoratu PO i tak nie przechwycicie, a swój możecie stracić.

4/ "Szacunek dla urzędu", panie pośle, to obśmiał już Gogol jako wyjątkowo obmierzłą cechę ludzi żyjących w Cesarstwie Rosji. Szacunek można mieć wyłącznie dla człowieka i jego zasług, a nie dla krzesła, czy żyrandola. Czy pan się kłania w pas przechodząc obok skarbówki albo Belwederu? Nie? A dlaczego? Przecież to budynki, w których mieszczą się setki i dziesiątki "miejsc urzędowych", istotnych w organizacji "demokratycznego państwa"! I być może da się tam znaleźć jakiegoś godnego szacunku urzędnika, choć to w zasadzie nieistotne, jako że kieruje panem ponoć "szacunek dla urzędu", a nie dla konkretnej osoby ten urząd pełniącej...

Zwyczajnie jest mi głupio, że pan tak głupio argumentuje, tak w rusko-bizantyjskim stylu...

I jeżeli PiS przerypie kolejne wybory, to większa w tym będzie zasługa takich jak pan "taktyków", niż moherowych babć broniących krzyża przed pałacem.