2011-06-29

Schowałem moją poprzednią notkę,

bo widzę, że w S24 ludzie ja linkują, a nawet wklejają obszerne fragmenty.
Mnie to nie przeszkadza, ale nie chciałbym, aby ta zbożna w sumie działalność zaszkodziła Salonowi24, który - wierzcie lub nie - jest ważnym bastionem na mapie wolności słowa II prlu.

Notkę przywrócę, gdy inne tematy opanują blogosferę.
Seeya!

2011-06-28

Prekursor

Rzecz będzie o jednej z najważniejszych osób w państwie, ale nie - nie chodzi o prezydenta Komorowskiego, ani nawet o Jej Szerokość Pierwszą Damę. Będzie wicemarszałku Sejmu, panu pośle Platformy Obywatelskiej Stefanie Niesiołowskim vel Myszkiewiczu.

Od dłuższego już czasu komentatorzy polskiej sceny politycznej (przynajmniej niektórzy) oraz blogerzy (większość) analizują woltę paru byłych polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy nagle przestali pałać miłością do Jarosława Kaczyńskiego i jego partii i jednocześnie zaczęli doń żywić głęboką nienawiść, a co najmniej - niechęć.

Wielu obserwatorów tej "nieoczekiwanej zmiany miejsc" nie szczędzi owym politykom ciężkich słów, takich jak "zdrada", "kompromitacja", "całkowita utrata wiarygodności" itp. Zresztą wystarczy poczytać komentarze w blogach niektórych "odszczepieńców", jak np. J.F. Libicki, żeby naocznie przekonać się, co mam na myśli.

Niemal wszyscy bez wyjątku wróżą też byłym politykom PiS koniec kariery, bo któż poprze polityka znanego ze "zdrady", zmiany poglądów o 180 stopni, mówiącego dzisiaj to, a jutro coś zupełnie innego?

Otóż mam dobre, krzepiące wieści dla Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Pawła Poncyljusza, Michała Kamińskiego, czy Jana Filipa Libickiego. Przy odrobinie samozaparcia - nie zginiecie! Ba, wręcz przeciwnie, w III RP macie "dobre papiery" na zrobienie wyjątkowej kariery politycznej, na drodze której stał dotychczas straszny Kaczor.

Popatrzmy wspólnie na polityczną biografię pana marszałka Niesiołowskiego.

Dekadę temu, gdy liczył na frukta z ręki braci Kaczyńskich, miał wyjątkowo niskie mniemanie o Platformie Obywatelskiej i dzielił się swoją opinią chętnie, na łamach "Życia", a nawet "Gazety Wyborczej". Oto przykłady:

Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego programu. Nie wyrażają w żadnej trudnej sprawie zdania. Nie występują pod własnym szyldem, bo to ich zwalnia z potrzeby zajmowania stanowiska w trudnych sprawach. To jest oczywiście gra na bardzo krótką metę. Udają, że nie są partią, a nią są. Udają, że wprowadzają nową jakość, że są tam nowi ludzie. (...) O PiS nie chcę mówić. Tam są moi przyjaciele. (...) Samego PiS nie chcę oceniać, jest tam dużo wspaniałych ludzi.
Wywiad pt. "Naśladujmy Litwę", Życie 01.08.2001

Półtora miesiąca później, w "Gazecie Wyborczej" (19.09.2001, "Świecące pudełko"):

Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. (...) W istocie jest takim świecącym pudełkiem. Mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO.

Dzisiaj mesje Niesiołowski śpiewa na inną melodię, podobnie jak były premier Marcinkiewicz, który jeszcze kilka lat temu określał polityków PO, obecnie swoich partyjnych kolegów mianem "pokemony". Jak widać zmiana poglądów i zmiana przyjaciół nie powoduje wylądowania na marginesie polityki.

A ponieważ niedawno pan marszałek, pieniący się jak mydło (jak zwykle zresztą), rzucił w programie Moniki Olejnik zdanie: "Istotą Radia Maryja jest kłamstwo i nienawiść, istotą chrześcijaństwa jest prawda", wypada rzec jeszcze parę słów prawdy na jego temat, jako że kłamstwo i nienawiść i mnie są obce. A prawda wyzwala.

Otóż prawdą jest, że pan wicemarszałek Stefan Niesiołowki to tchórz i kapuś. Niestety, po aresztowaniu przez SB już pierwszego dnia zakapował swoją własną narzeczoną, panią Elżbietę Nagrodzką... Zresztą oddajmy jej głos:

Prawda znajduje potwierdzenie w dokumentach IPN,że zostaliśmy aresztowani 20 czerwca 1970 roku.I pierwszego dnia śledztwa, od pierwszego przesłuchania, Stefan Niesiołowski zaczął zeznawać. A ponieważ należał do ścisłej grupy przywódczej i miał wiele do powiedzenia, a większość członków RUCHU pozostawała jeszcze na wolności, jego zeznania były dla Służby Bezpieczeństwa niezwykle cenne.

W efekcie następowały kolejne aresztowania. Ja z kolei – wystarczy spojrzeć na dokumenty z IPN - tak jak się umówiliśmy, opowiadałam, że nie ma żadnej grupy RUCH, że nigdy o tym nie słyszałam, że ze Stefan Niesiołowskim i Andrzejem Czumą spotkaliśmy się towarzysko - budząc zresztą wściekłość SB-ków, którzy o wszystkim bieżąco byli informowani przez Niesiołowskiego.

Jakież było moje zdumienie, kiedy po 10 dniach takiej zabawy śledczy pokazali mi zeznania Niesiołowskiego, gdzie obszernie opowiada o przyjaciołach, o mnie, że byłam w grupie,która miała wysadzić w powietrze Muzeum Lenina, za co wtedy (czasy Gomułki) groziło mi - jak poinformował moja matkę prokurator Janusz Michałowski - 13 lat więzienia.

(...)

A potem, manipulując faktami, zaczął budować swój image bohatera RUCHU. Wraz z upływem czasu rosła jego odwaga, powiększały się zasługi dla Ojczyzny, czyny nabierały znamion bohaterstwa. Wzrastał nawet jego status klasowy! Jeszcze w "Wysokim brzegu" czytamy, że urodził się w rodzinie inteligenckiej. Ale już w jednym z numerów miesięcznika "Film', bodaj z 2002 roku, przed wywiadem na temat dokumentu przyrodniczego widnieje notatka - pochodzi z rodziny arystokratycznej.

To cały Niesiołowski. Zawsze – jak mówią Anglicy - "w za dużych butach". To polityk w stylu III Rzeczypospolitej, sojusznik Kwaśniewskiego, Milera i Oleksego oraz symbol brutalizacji polskiego życia politycznego.

(Tygodnik "Nasza Polska", nr 37 (620) z 11.09.2007, s. 14, rozmawiał Jacek Sądej)

Nieprzekonanych odsyłam do protokołów przesłuchań naszego bohatera, które możecie znaleźć TUTAJ - http://slimak.onet.pl/_m/TVN/tvn24/niesiolowski.pdf. Pochodzą z archiwum IPN-u, ale - uwaga! - odsyłam do serwisu onet.pl, o którym chyba żaden "antykaczysta" nie powie, że jest "pisowski"?

Zatem tchórze, kapusie, zdrajcy, kłamcy, szerzący nienawiść - nie lękajcie się! Nie lękajcie się o swoje polityczne kariery! Macie oto przykład pana marszałka!

I pozwólcie, że zakończę cytatem z "Alternatywy 4", serialu nieśmiertelnego Stanisława Barei: Widzisz synku, tak wygląda kapuś...



[edit, 30.06.2011] Na S24 objawił się niejaki Jacutin, ktory sam siebie określił jako "silny środek na mendy (internetowe"), i który najprawdopodobniej jest autorem donosu (z powołaniem się na art 212 par. 2 kk, art. 216 par. kk, 1, art. 226 par. 3 kk), złożonego na mnie Administracji S24, Kancelarii Sejmu, Klubowi Parlamentarnemu PO, Policji i Prokuraturze.

Z elaboratu, który wysmażył pan "Jacutin" wynika niezbicie, że popełniłem błąd, kierując się nieprawdziwymi wypowiedziami Pani Elżbiety Nagrodzkiej, za co słusznie niezależny i niezawisły sąd Najjaśniejszej skazał Pana Jerzego Roberta Nowaka, a także Pana Benedykta Cisonia, również powielającymi to kłamstwo.

Ich kłamstwo, które nieświadomie powieliłem, polegało na fałszywym stwierdzeniu, jakoby pan Niesiołowski zaczął na wszystkich sypać zaraz pierwszego dnia po uwięzieniu (J. R. Nowak) tudzież wszystko wskazuje na to, że już od 20 czerwca 1970 roku pan Stefan Niesiołowski zaczął donosić, czyli zaczął sprzedawać swoich kolegów z pierwszego dnia aresztowania (B. Cisoń).

Niestety, ja również wpisałem się w ten nurt pomówień, stwierdzając w swojej notce, iż niestety, po aresztowaniu przez SB już pierwszego dnia zakapował swoją własną narzeczoną, panią Elżbietę Nagrodzką.

To nieprawda, za co bardzo przepraszam. Z lektury protokołu przesłuchania pierwszego dnia po aresztowaniu (20.06.1970) wynika, że tego dnia pan Niesiołowski nie zakapował swojej narzeczonej. Tego dnia zakapował jedynie swojego brata Marka, Benedykta Czumę, Huberta Czumę, Andrzeja Czumę, Wojciecha Mantaja, ks. Lubomirskiego, ks. Boguckiego, Witolda Leśniaka i Andrzeja Woźniackiego. Panią Elżbietę Nagrodzką zakapował dopiero 29-go czerwca.

Za poniżające i szkalujące stwierdzenie, z którego wynika, iż pan Niesiołowski był bohaterem o dziewięć dni krócej, niż faktycznie - raz jeszcze przepraszam.


W trakcie produkcji tej i innych notek nie ucierpiały żadne zwierzęta :)
No animals were harmed during the making of this and other notes :)

2011-06-27

Wybory kota w worku

Jacek Jarecki rzucił pomysłem ("PiS - oczy szeroko otwarte") i tym samym "sprowokował mnie do napisania tej notki. Z góry uprzedzam - nie zamierzam spierać się z Jackiem - po prostu przedstawię swój punkt widzenia, niejako obok jego tekstu.

Przede wszystkim nieco bawi mnie głoszona tu i ówdzie wiara, że wybory cos zmienią. Jak ktoś słusznie zauważył: "if voting changed anything, they would make it illegal". Uważam, że nawet w sytuacji, gdy PO przegra i przejdzie do opozycji - zmiany będą jedynie kosmetyczne. Polska scena polityczna tkwi w głębokim pacie i nie widać, żeby mogły nastąpić zmiany prawdziwie systemowe. Co najwyżej - przesunięcie pewnych akcentów, jak przestawienie szafy w pokoju z jednej ściany pod drugą. A że dom się wali? Nie ma "środków"...

Demokracja polska choruje na bardzo zaawansowane partyjniactwo, którego nie podleczyłoby nawet wprowadzenie JOW-ów, bo w warunkach republiki bananowej, w której żyjemy, do obecnych partii dołączyłyby jawnie koterie biznesowe i rozmaite lobbies, co w gruncie rzeczy wyszłoby na jedno. Rozmaite Miry, Rychy i Zdzichy nie musiałaby się spotykać na cmentarzach - mogliby to robić w sejmie, na legalu, bo nie przypuszczam, żeby nie posiadający kasy i wpływów ludzie mieli jakiekolwiek szanse w wyborach jednomandatowych. Ogłupić masę wyborców nie jest trudno, gdy ma się kasę i odpowiednie środki na reklamę. A tak wygląda to w praktyce - nie ma cię w mediach, na każdym słupie ogłoszeniowym - nie istniejesz dla ogółu, dla znaczącej statystycznie liczby głosujących.

W dzisiejszej Polsce nie ma powszechnych wyborów, rozumianych w ten sposób, że to uprawnieni do głosowania wybierają swoich przedstawicieli. Polacy wybierają tych, których wybrały im partie - bez znaczenia jest, przy jakim konkretnie nazwisku postawisz krzyżyk. To ściema, ot takie urozmaicenie, żeby więcej nadrukować i zapełnić papier karty do głosowania.

Znam osobiście wiele osób, będących członkami rozmaitych partii. Łączy ich jedno - są tzw. "porządnymi ludźmi", tzn. dotrzymują słowa, poważnie traktują pracę na rzecz swojej społeczności, szanują innych ludzi, nie są w polityce, żeby się dorobić i "ustawić" siebie i swoją rodzinę. Że są w różnych partiach? Ba, zasada pierwszych połączeń, środowiska, tradycji, przyzwyczajenia... zresztą nieważne. Łączy ich też jeszcze coś - w swoich partiach są w zasadzie nikim - co najwyżej wołami roboczymi do żmudnej, codziennej pracy. Czasem z nich sobie kpię, podpuszczam nazywając "frajerami", ale widocznie tak to jest z ludźmi o mentalności społecznika, że rozkładając bezbronnie ręce wciąż wierzą, że robią coś pożytecznego dla innych, mimo że są we własnej organizacji spychani na margines.

Czasem któryś z nich dostaje się na jakąś listę wyborczą, na której figuruje jako kwiatek do kożucha, jako lep dla wyborców, którzy go akurat znają i szanują. Ot, zanęta taka, bo większość wyborców i tak nie wie, że ów pan, czy owa pani, będąc na poślednim miejscu na liście i tak nie mają żadnych szans. I głosując na kogoś, o kim wiedzą, że jest OK, de facto wybierają kogoś zupełnie innego. Kogoś, kogo wybrała już partia.

I tak sympatycy PO, głosujący na kogoś z listy, kto ich zdaniem jest godny bycia posłem, dostaną w pakiecie przede wszystkim różnych Drzewieckich, Chlebowskich i Sawickie, a może przede wszystkim ich dostaną, jeśli ich kandydat jest nisko na liście "wybrańców". Zwolennicy PiS-u, głosując na jakiegoś Iksińskiego, "wybiorą" tak naprawdę jakichś Bielanów, Kamińskich, czy Libickich...

Osobną zanętą są tak zwani "celebryci", czyli różni byli sportowcy, aktorzy, "gwiazdy" tabloidów i programów rozrywkowych. Ludzie z racji zawodu nastawieni na osobistą karierę, o większości których można powiedzieć wszystko, poza tym, że pragną się "poświęcić dla ogółu". O kompetencjach lepiej zamilczę.

Część z nich trafia do parlamentu, gdzie nie wyróżnia się zgoła niczym, ale przecież nie o to chodzi. Ich rola jest epizodyczna i polega na zdobyciu dla partii jak największej ilości głosów, dzięki czemu można przemycić na ławy poselskie tych, którzy inaczej by przepadli z kretesem.

Tak wyglądają listy wyborcze wszystkich bez wyjątku partii - na "jedynkę" kogoś, kogo zna każdy, choćby największego idiotę - dla przyciągnięcia najgłupszych wyborców, dla których bez "Tańca z gwiazdami" świat nie ma sensu, a niżej, "poza progiem", kogoś, kto w danej lokalnej społeczności cieszy się szacunkiem - dla przyciągnięcia naiwnych, którzy wierzą, że nie zmarnowali głosu i choć polityka ich nie interesuje, to jednak dokonali świadomego, uczciwego wyboru.

A to wszystko cyrk dla gawiedzi. Nie ma się czym podniecać, naprawdę.

2011-06-25

Nowe przygody Matołka, księga I

Pamięci Kornela Makuszyńskiego

Wszystkie niezbyt mądre kozy,
By je zliczyć, nie mam siły!
Nową partię powołały
I rzecz taką uchwaliły:

"W sławnym mieście Pacanowie
Tak wybitne są lemingi
Zrobią z kozy wręcz premiera
Choćby na łbie nosił stringi.

Przeto koza albo kozioł,
Jakaś bardzo mądra głowa,
Żeby móc porządzić sobie
Musi pójść do Pacanowa.

A gdy wróci ten wędrowiec,
Jakimś mersiem lub hummerem,
Wszystkie kozy się dowiedzą,
Czy to dobrze być premierem."

"Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?"
"Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek.
Urzędowo był Donaldem,
Lecz wołano nań: Matołek.

Czule żegnał go ród kozi,
I wśród kóz się czułość zdarza,
A Matołek wziął tobołek
I jął wspinać się w sondażach.

Kiedy znalazł się na szczycie,
Po raz pierwszy, to z radości,
Skoczył w górę nasz Matołek,
Aby rozprostować kości.

Nagle ujrzał euroosły,
Więc zapytał: - "Płoszę panów,
Może mi panowie rzekną,
Jak mam zdobyć ów Pacanów?"

Rzekł mu jeden: - "Zmień poglądy,
Trochę w prawo, trochę w lewo,
Pograj w nogę i dojdź do WSI,
Aż napotkasz uschłe drzewo."

Nagle przerwał i zakrzyknął:
"Niech ratuje się, kto wierzy!"
A Matołek smyk na drzewo,
Bo tu straszna kaczka bieży,

"Złaź natychmiast z mego brzucha"
Woła drzewo w wielkim gniewie.
"Nie masz prawa, śmieszna kozo,
Po szanownym łazić drzewie."

Zawołało wiatr na pomoc
I zatrzęsło się z łopotem,
Tak że spadło trochę liści,
A Matołek zaraz potem.

"Aj! Aj!" - wrzasnął, choć pod drzewem
Strasznej już nie było kaczki,
Lecz ktoś taczki tam zostawił
I Matołek spadł na taczki.

Beknął głośno siedem razy,
Jak w obliczu dziennikarzy
A siąść nie mógł, bo w tym miejscu
Czuł się tak, jakby się sparzył.

Euro osioł rzekł mu na to:
"Czemu krzyczysz? To się zdarza!
Nieraz z taczką się zetknęła
w Polsce dupa luminarza"

Tutaj to jest rzecz normalna,
Z pokolenia w pokolenie,
Weź piłeczkę, weź kolegów
Oraz coś na przeczyszczenie."

"Nigdy!" - krzyknął doń Matołek,
"W piłkę owszem, zagłać mogę"
Wylazł z szafy, zrobił sondaż
No i pobiegł pograć w nogę...

Właśnie pasły się cielęta
Na zielonym brzegu Wisły.
Z wielkim się rozbiegły krzykiem:
"Kozioł wariat! Stracił zmysły!"

On zaś biegał, skakał, strzelał.
Był drapieżny, jak mangusta,
Nagle, po strzeleniu gola,
Coś olśniło go - "Kapusta!"

Stali przed nim tak w szeregu,
Jakby za żołnierzem żołnierz.
Nasz Matołek się uśmiechnął,
Wtem ktoś chwyta go za kołnierz.

"Tuś mi, bratku, capie młody!"
Wołał ktoś, kto wyszedł z cienia.
"Nie oglądaj się, idź prosto,
Muszę mieć takiego lenia"

"Będziesz beczał, skakał żwawo
I wytrzeszczał głupio gały
Straszył kaczką, robił wszystko,
By lemingi głosowały

W zamian damy ci ordery,
I kapusty do oporu,
Będziesz sobie grał w piłeczkę
Od wyborów do wyborów."

Cieszy się więc nasz Matołek
Na salony z pola wzięty
Został gwiazdą wszelkich mediów
I pytluje, jak najęty.

W nocy tylko spać nie może,
Bo jak zaśnie - ma sny straszne,
Kaczka zeń się naigrawa,
A jej żarty są rubaszne.

Śnią mu się też robotnicy
Co wygrzebią ziemię kołkiem
I na plecach swych uniosą
Sejm i Senat wraz z Matołkiem.

Postanowił zatem czmychnąć
Aż do czarnych lasów skraju,
Lecz nie ruszył w kraj daleki,
Ale został na rozstaju.

Spotkał kaczkę; struchlał nieco:
"Mam nadzieję - pani zdłowa?
Może pani mi odpowie,
Jak stąd iść do Pacanowa?"

"Kwa! kwa!" - kaczka wrzaśnie na to,
Czyniąc w wodzie wiele plusku.
"Nie łozumiem!" - rzekł Matołek,
"To zapewne po fłancusku"

Noc zleciała, jak kruk czarna,
A Matołek smutno kroczy,
Ledwie długą widzi drogę,
Biedne wypatruje oczy,

Co to?! Co to?! Z wielką wrzawą
Smok potężny drogą leci,
Dwoje oczu ma na przedzie
I straszliwie nimi świeci.

Lecz Matołek nasz odważnie
Stanął wśród dziurawej drogi!
Może zginie, ale przedtem
Chce potwora wziąć na rogi.

Ten uderzył go plastikiem,
Który miał na paszczy przedzie.
Matoł fiknął, wzleciał w górę,
Potem miękko spadł i - jedzie.

Nagle stanął wóz żelazny,
A tłum wielki w głos wykrzyka:
"Premier! Premier! Brać go żywcem!
Zawołajcie robotnika!"

Wielki strach padł na Matołka,
Wszystkie zebrał w sobie moce,
Skoczył i uciekał pędem,
Przez trzy dni i przez trzy noce.

Głodny bardzo, szukał długo,
Czy się czego zjeść nie uda
Aż zobaczył wiewióreczkę,
Co jak on sam była ruda.

"Daj zajarać coś, o pani!"
A wiewiórka: - "Bardzo proszę,
Mam na sprzedaż cztery jointy,
Ale zapłać mi trzy grosze."

"Skąd je wezmę, nieszczęśliwy,
Widzisz przecie, żem jest w nędzy!"
Wtem zobaczył Podatnika;
"Może pan mi da pieniędzy?"

Lecz Podatnik zdjął kapelusz,
Bardzo mu się pięknie kłania
I powiada: - "Smutne czasy.
Ja też jestem bez śniadania."

W straszne popadł tarapaty,
Śmieszne, smutne, nie do wiary,
Tak, jak gdyby na Matołka
Ktoś potężne rzucił czary.

Mamy nowe wiadomości
I składamy je w swej teczce,
Wkrótce znów je opiszemy
W ślicznej jako ta, książeczce.

A na razie, drogie dzieci
Cieszcie się weekendu czasem
I grillujcie na wesoło
Gdzieś nad wodą lub pod lasem.

2011-06-23

Oczko mu się odlepiło! Temu misiu!

Ojciec Rydzyk jedzie do Parlamentu Europejskiego i opluwa państwo polskie. Niejeden intelektualista czy bezrobotny chciałby opływać w takie dostatki i jeździć takimi samochodami jak on, zagrzmiał w TVN24, ale nie Libicki tym razem, tylko Misio. Misio Kamiński, jeden z wielu byłych ZChN-owców (a nawet swego czasu działacz Narodowego Odrodzenia Polski). Pewnie niewielu pamięta, bo Polacy to nie jest, niestety, pamiętliwy ludek, że "Misio" był ongiś rzecznikiem prasowym w kampanii prezydenckiej "Hani naszej kochanej", swego czasu odnawianej w Duchu Świętym, posoborowo-zielonoświątkowym. Pani Hania obecnie ewangelizuje Warszawę, jako jej prezydent, co głównie przejawia się w zwalczaniu krzyży, zniczy i kwiatów niesłusznych teologicznie.

Ale revenons à nos moutons, a w zasadzie do Misia, choć pytanie, czy w ogóle warto? Ot, kolejny zetchaenowiec z frakcji, wówczas nieistniejącej (albo nieznanej szerszemu ogółowi), którą cechuje to, że granica między katolikiem a bolszewikiem jest dość zamazana i która ideologia przeważy - zależy od okoliczności przyrody. Ponieważ dotąd "frakcja" owa nie została przez nikogo chyba opisana, pozwolę sobie nazwać ją roboczo Frakcją Judaszową, żeby było biblijnie, a w zasadzie ewangelicznie. Postać Judasza jest zapewne dość znana szanownym Czytelnikom, ale chciałbym uściślić, że wybrałem te nazwę nie ze względu na taki atrybut Judasza, jak rudy łeb, jeno ze względu na skłonność do zdrady i umiłowanie srebrników.

Kogo w apostolskim ZChN-ie można zaliczyć do Frakcji Judaszowej? Ano, paru by się znalazło. Spośród tych znanych nieco ogółowi można wymienić Stefana Niesiołowskiego, Kazimierza Marcinkiewicza, Michała Kamińskiego, J.F. Libickiego i jego papę. Dzisiaj znowu grają w zasadzie w jednej drużynie - kilku w pierwszym składzie, paru na rezerwie. Łączy ich głęboka wiara w dogmat o własnej nieomylności, co najmniej niechęć do opozycji i Radia Maryja, umiłowanie szmalu, bogata przeszłość partyjna i wybitna elastyczność poglądów.

Ciekawe, czy dzisiaj S. Niesiołowski zapluwałby się przeciwko piosence Kukiza "ZChN zbliża się"? Ba, myślę, że gdyby Kukiz zmienił trochę treść piosenki i tytuł na "Ojciec Rydzyk zbliża się", to wyżej wymienieni ustawiliby ja sobie jako dzwonek w komórkach, Kazio ze swoją Izabel wykonywaliby ją na konkursach karaoke, a Misio z Libickim zrobiliby ją hymnem PJN-u.

No dobrze, nie gdybajmy. Mnie osobiście w cytowanej na początku wypowiedzi Misia najbardziej spodobały się słowa o dostatkach w jakie opływa i furach, jakimi jeździ ojciec Rydzyk. Do tej pory myślałem, że w miejską legendę o maybachu (bo bez dwóch zdań do tego pije Misio) wierzą już tylko najtępsze lemingi... Cóż, albo to zwykły cynizm, albo Misio do takowych się zalicza. A te "dostatki" powaliły mnie ostatecznie. Owszem, ale - bez względu na moją sympatię czy antypatię do Rydzyka - on coś zbudował, coś stworzył i to nie na koszt podatnika. A ty Misiu? Pierdzisz w stołek w Brukseli w zamian za uposażenie, o którym może pomarzyć "niejeden intelektualista, czy bezrobotny", co nie? A jeśli nie wiesz, jak skasować 304 euro za nic - zapytaj swojego partyjnego kolesia Migalskiego.

2011-06-16

Rękopis znaleziony na pawlaczu

W ręce Redakcji wpadł rękopis, znaleziony na pawlaczu, a datowany 18.10.2007 r. Bezimienny autor opisał w nim fragment typowego dnia z czasów kaczystowskiej okupacji. Ponieważ zbliżają się wybory, a różne źródła przebąkują, że Platforma nasza kochana i najjaśniejszy organ konstytucyjny Donald Tusk (oby jego cień zawsze dawał wytchnienie maluczkim!) nie mają jeszcze 99,9% poparcia, publikujemy ten jakże prawdziwy dokument ku przestrodze tym wszystkim, którzy chcieliby świętokradczo oddać głos na faszystów.

Redakcja

(...) Pana Heńka zgarnęli tuż przed szóstą. Widziałem przez wizjer - kilku osiłków z CBA. Wiedziałem, że tak się stanie, bo mój dobry sąsiad sam kusił los rozpowiadając na lewo i prawo, że zagłosuje na Tuska i wymownie dawał do zrozumienia, gdzie ma zdrajcę Płażyńskiego. Jak nic przybiją mu co najmniej trójkę za podżeganie, obrazę i coś tam jeszcze pewnie znajdą.

No tak - korupcja. Słyszałem, jak sąsiad krzyczał, że to nie korupcja, bo to było przed 1989 i że potrzebował tej żyłki, bo jest wędkarzem, a sprzedawcy ofiarował mydło nie w ramach łapówki, tylko z dobroci serca. A potem się pogrążył, bo mówił coś o przedawnieniu. Aha - wpadł jak śliwka.

Ciągle tam byli, słyszałem łomot wywalanych na podłogę szuflad, brzęk szkła, odgłosy darcia obić z mebli. No tak - meble też z czasów komuny - legalnie ich nie zdobył. Kurde, panika, bo muszę wyjść, tymczasem oni tam są, a przed kamienicą ze dwie tajniackie fury...

Panika podwójna, bo koszulka z Kaczyńskim jest w praniu! W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że mam prawie czystą, tę z napisem "Precz z zaplutymi karłami liberalizmu!" i logo PiS-u. Jestem uratowany!

Wychodzę z domu - dwa bysiory oparte o czarne bmw patrzą spode łba i podejrzliwie. Śmiało rzucam im propaństwowe spojrzenie i delikatnie rozchylam kurtkę, niby na luzie. Zauważają napis, kiwają ogolonymi łbami z aprobatą. Udało się!

Staram się iść swobodnie i bez pośpiechu - mimo wszystko wiem, że przyglądają mi się uważnie. Oni nie ufają nikomu, nawet sobie nawzajem. Czytałem o tym w "Wyborczej Podziemia", wstrząsający tekst. Sam ojciec redaktor go napisał. Jest jak zawsze w formie, mimo wyniszczającej zdrowie konspiracji i ukrycia. Znikam za rogiem!

Dyskretnie ocieram pot, niby poprawiając włosy. Ciul wie, gdzie pomontowali te wszystkie kamery. Dobrze, że mam włosy, bo nie wiem, cobym zrobił. Upału nie ma, więc ten pot na czole byłby bardzo podejrzany. Oddycham głęboko i już pewnym krokiem zmierzam do sklepu m.in. zrealizować kartki na śniadaniowe pieczywo.

Niedobrze. Lezie za mną jakiś pies, na oko kundel, ale kto go tam wie na pewno. Na wszelki wypadek zaczynam pogwizdywać niezbyt głośno hymn PiS-u. W razie czego będzie dowód, że nie knuję i jestem szczery. Wchodzę do sklepu, biorę koszyk z reklamą Ludwika Dorna, ale przez szybę widzę, że pies usiadł pod drzwiami. Niedobrze.

Długo chodzę między półkami i zerkam na psa. Siedzi bydlę, ani drgnie. Może go zdalnie wyłączyli, żeby oszczędzać baterie?

Jest źle, bo za długo nie mogę tak przebierać na półkach. Pani Zosia mówiła, że jej kuzynkę za to aresztowali. Że niby demonstracyjnie wybrzydzała. Czuję na sobie spojrzenie sklepowych kamer, mam świadomość, że pies jest za drzwiami, pocę się. Poprawiam włosy - raz kozie śmierć, idę do kasy.

W kolejce znowu ogarnia mnie panika, czy nie za dużo nabrałem do kosza? Bo mogę wyjść na oligarchę - tak pisali w "Podziemnej". Boże dopomóż! Liczę dyskretnie w pamięci i ciągle się mylę, ale przecież i tak nie odniosę na półkę niczego, bo byłby to dowód na jawny bunt, akt obywatelskiego nieposłuszeństwa tak bezwzględnie ścigany! Pisali o tym w "Podziemnej".

Ulga, radość - pierwszy raz dzisiaj. Zmieściłem się w limicie podstawowego koszyka! Instynkt nie zawiódł, wiedziałem co brać, choć myślałem cały czas o tym cholernym psie. No właśnie, gdzie on jest? Jasny szlag, siedzi...

Wychodzę na luzie, pogwizdując hymn PiS-u. Bies z cichym buczeniem wstał i idzie za mną. Czuję go. Zastanawiam się, czy to buczenie było wywołane przez mechanizm uruchamiający psa? Bo jak idzie, to słyszę tylko cak-cak cak-cak. Znaczy łapami po chodniku tak robi. Pocę się, poprawiam fryzurę.

Co za dzień... A to dopiero siódma rano, jeszcze przed śniadaniem. Niby już po szóstej i niby luzik, bo wywlekają o świcie, ale kto ich tam naprawdę wie, faszystów? Pies obwąchuje mi rękę i zrywkę z zakupami. Wiedziałem - zwiadowca. Pocę się coraz bardziej, a tu jak na złość zimno. Jak to wytłumaczę? (...)


W tym miejscu rękopis się urywa. Nie wiemy, co stało się z autorem, jakie były jego dalsze losy i czy szczęśliwie doczekał dnia wyzwolenia spod jarzma kaczyzmu i polityki miłości...

Ponieważ wśród czytelników mogą znaleźć się osobnicy nieczuli na prawdę emocjonalną, pragnący zaś jakichś konkretnych dowodów na to, że rządy miłości są znacznie lepsze dla ludu od kaczyzmu, przytoczymy parę istotnych danych, które każdy uświadomiony wyborca powinien mieć na uwadze:

1) za rządów miłościwie nam panującej platformy udało się zwiększyć motywacje młodych ludzi do wyjazdu za granicę, co nie tylko wiąże się z jakąkolwiek pracą, ale i rozwojem osobowościowym dzięki poznawaniu innych kultur, obyczajów, języków

2) przez wzrost ceny benzyny, średnio z 3,5 zł do 5,2 zł za litr znacząco obniżono ilość irytujących tzw. "korków" komunikacyjnych oraz wypadków drogowych

3) dzięki podniesieniu cen wyrobów tytoniowych (dla przykładu: camele zdrożały z 6,40 zł do 11,30 zł za paczkę) osiągnięto sukces w ograniczeniu szkodliwego nałogu palenia tytoniu, a co za tym idzie - zmniejszono zachorowalność na choroby typowe dla palaczy

4) skutecznie zmniejszono rozmiar uciążliwości, związanych z podróżami koleją dzięki zlikwidowaniu wielu połączeń kolejowych. Za jednym zamachem zmniejszono też łączny czas opóźnień oraz podniesiono średnią jakość taboru kolejowego.

5) Zlikwidowano niepotrzebne tzw. "zakłady pracy", typu stocznie. Mało kto potrzebuje statku, zaś mieszkania - każdy. Dlatego też, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom społecznym, na miejscu zlikwidowanych przemysłowych potworków staną luksusowe apartamenty i centra handlowo-rozrywkowe. By żyło się lepiej!

2011-06-12

Niedzielny koncert życzeń

Dzień dobry szanowni słuchacze! W dzisiejszym, niedzielnym wydaniu (z konieczności krótkim, jako że są Zielone Świątki i co niektórzy ludzie słabej woli będą klęczeć przed księdzem) mamy dedykację dla nowych członków, ba! - filarów naszej ukochanej Partii! Towarzyszom Kluzik-Rostkowskiej i Bartoszowi Arłukowiczowi życzymy dalszego rozwijania i umacniania na niwie przodującego pola drugiej Irlandii, odporności na manipulowanie określonych kół pod płaszczykiem i zza węgła, a także szczęścia i pomyślności w życiu osobistym i zawodowym! Odważnym i pryncypialnym naszym nowym towarzyszom, a także wszystkim, którzy chcieliby pójść w ich świetliste i pryncypialne ślady, dedykujemy wybitny wiersz naszej wybitnej noblistki, szczerze popierającej naszą ideę od zawsze, czyli madame Wisławy Szymborskiej! Oto on, ta-damm!

Wstępującemu do Partii


Pytania brzmią ostro,
ale tak właśnie trzeba,
bo wybrałeś życie komunisty
i przyszłość czeka
twoich zwycięstw.

Jeśli jak kamień w wodzie
będzie twe czuwanie,
gdy oczy zamiast widzieć
będą tylko patrzeć,
gdy wrząca miłość
w chłodne zamieni się sprzyjanie,
jeśli stopa przywyknie do drogi najgładszej.

Partia. Należeć do niej,
z nią działać, z nią marzyć
z nią w planach nieulękłych,
z nią w trosce bezsennej -
wierz mi, to najpiękniejsze,
co się może zdarzyć,
w czasie naszej młodości
- gwiazdy dwuramiennej.


***

Bravo, bravissimo!!! Ach, ta nasza poetessa! Wiecznie młoda i ideowa! Zawsze aktualna! Brawo!

Informujemy jednocześnie, że do naszej redakcji napisały również elementy reakcyjne i antysocjalistyczne, tkwiące w ciemnocie z czasów króla Ćwieczka, które domagały się, aby... nie, nie wymienimy tego słowa tutaj... aby zadedykować tym właśnie..., no dobrze, powiemy - faszystom! Aby zatem zadedykować faszystom wierszyk reakcyjnego skryby Zbigniewa H. pt. "Przesłanie pana Cogito".
Otóż nie, moi państwo! W nowoczesnej Platformie Cyfrowej, jaką jesteśmy, nie ma miejsca dla ksenofobii, pesymizmu, cynicznego wzbudzania niekontrolowanych wybuchów społecznych i nawoływania do przemocy i terroru! Głoście sobie swoje wsteczne i zapóźnione cywilizacyjnie idee na antenie radia Wolna Maryja, czy jakoś tak, dopóki nie wymrzecie. Bo przyszłość należy do optymistów, ludzi wesołych, radosnych i przy tym ideowych, którzy nad mroki średniowiecza przedkładają Słońce Peru!
I nie mydlcie nam tu oczu demokracją i pluralizmem, bo jako platforma całkowicie prywatna możemy nadawać to, co zechcemy i nie musimy robić tego, co się byle komu podoba.

Zanim nadamy blok reklamowy, zagadka dla naszych słuchaczy! Nagrodą jest - uwaga, uwaga! - zasuszona róża z bukietu ministra Grabarczyka z certyfikatem autentyczności! Wow! A teraz pytanie: Ile dziur jest na autostradzie A2 na odcinku Poznań - Konin (jadąc od strony Poznania). Można się pomylić o dwieście! Na odpowiedzi czekamy pod numerem...

2011-06-06

Co się stało z naszą klasą?

To nie jest tekst, do jakich przywykli ci, którzy zwykli czytać moje notki. Może już się starzeję i patrzę z innej perspektywy, ze smugi cienia, a może to ta pogoda, ta pora roku? Nie wiem...

Myślę jednak o tym już od dawna, zatem to chyba nie podeszły wiek :)

Myślę o tym, gdy widzę, jak z SKM-ki raniutko wylewa się tłum młodych ludzi spieszących do szkół, w mroczne poranki zimy i słoneczne poranki późnej wiosny. Kiedy słyszę ich rozmowy o szkole, o grach komputerowych, koncertach i o tym, gdzie kto zamierza pracować w wakacje, żeby zarobić parę groszy. Zwykle rozdają ulotki na ulicach, przy wejściach do przejść pod ulicami, harują jak niewolnicy w tzw. "punktach małej gastronomii", czyli w potępieńczym ukropie przy smażeniu ryb, frytek, hot-dogów.

Często w ich rozmowach przewija się lęk o przyszłość i zniechęcenie do nauki. Ci młodzi i bardzo młodzi ludzie potrafią realistycznie i niestety bardzo sceptycznie oceniać swoje szanse na w miarę spokojne i normalne życie.

W piątek na przystanku Gdańsk Przymorze do kolejki wsiadło sporo studentów widocznej w głębi mojej Alma Mater, czyli Uniwersytetu Gdańskiego. Dziewczyny i chłopcy, ze skryptami, plecaczkami, zaaferowani trwającą sesją egzaminacyjną. Kiedy ja stawałem na tym peronie z książkami, często z plecakiem pełnym "bibuły" lub kaset Kaczmarskiego - ich jeszcze nie było na świecie.

Przeniosłem się myślami w czasie i zobaczyłem siebie - pozornie luzackiego, ale czujnie wypatrującego milicji i obmyślającego trasę ewentualnej ucieczki. Albo zadowolonego po jakimś punkowym koncercie. Albo rozmarzonego po randce. I przypomniałem sobie swoje ówczesne marzenia, nadzieje, wizje przyszłości za lat dziesięć i... chyba nie myślałem w dłuższej perspektywie.

Teraz patrzę na te dzieci i młodzież i serce mi się ściska. Dla jednych głupie lemingi, których bezmyślne, stadne porywy doprowadzają Polskę do nędzy, dla innych durni pryszczaci, którzy chcą zmarnować swój głos na "faszystów". Zależnie od statystyk, sondażu. Nikogo w sumie prawie nie obchodzą ich inne cechy - nikogo z komentatorów życia społecznego, dziennikarzy, blogerów, socjologów.

A stare sępy polityczne czyhają na ich głos, mogący być języczkiem u wagi w rozgrywkach o podział koryta, o kasę, przywileje, medialne show.

Sobotnie popołudnie spędziłem na sopockiej plaży w towarzystwie mojej lepszej i piękniejszej połowy oraz leszka.sopot - starego kumpla z roku, z czasów naszej młodości "chmurnej i górnej". Gadaliśmy i gadaliśmy i w pewnym momencie Leszek powiedział coś mniej więcej w stylu, że "najgorsze jest to, że dla nikogo w polskiej polityce tak naprawdę Polska nie jest priorytetem". W tle, w deklaracjach - i owszem. W praktyce zaś...

Ponieważ tradycja mojego niezgadzania się z Leszkiem jest stara, jak "Solidarność", chciałem lekko zaprotestować. Ale się rozmyśliłem. I dopiero dzisiaj wiem, dlaczego się powstrzymałem.

Właśnie przez te dzieci, tę młodzież dzisiejszą, która kiedyś będzie Polską.

Co my dla nich zrobiliśmy, jaki zgotowaliśmy im los? My, pokolenie "Solidarności" i NZS-u? I ci troszkę starsi, którzy "trzymają władzę", ale są mniej więcej z tego samego pnia? "Co się stało z naszą klasą?" Czy ci młodzi ludzie, ta przyszła już niedługo Polska, nam kiedyś wybaczą?

2011-06-01

Ubu roi, ou les Polonais

Bardzo jesteś dziś brzydka, moja żono. Czy dlatego, że mamy gości? - pyta Ubu król Ubicę w genialnym utworze Alfreda Jarry, a ja myślę sobie, że młodziutki Francuz piszący swoją sztukę zasługuje na miano proroka podobnie, jak Juliusz Słowacki wieszczący w mistycznych strofach nadejście papieża Polaka. I nie stąd bierze się moje skojarzenie, że dopiero co mieliśmy w Polsce gości z USA...

Dzisiejsza Polska, tzw. III RP, jest krajem groteski, która wyprzedza nawet zwariowaną wyobraźnię Alfreda Jarry, skecze Cyrku Monty Pythona i komedie Stanisława Barei. Mamy Ministerstwo Głupich Kroków, utworzone dla Arłukowicza (nie licząc wielu innych fuch od czapki), mamy też swojego Ubu, którego "koń fynansowy" w zasadzie już zdechł...

Groteskowy rząd brnie w opary absurdu, zachowując się jak cesarsko-królewskie Austro-Węgry w przeddzień swego upadku. Nie skazuje, co prawda za to, że "muchy obsrały portret najjaśniejszego pana", ale za bannery, w których premier jest nazywany matołem... Cóż, właśnie taki aparat sądowy, jaki był tutaj, ma każde państwo przed powszechnym politycznym, gospodarczym i moralnym upadkiem. Takie państwo ochrania resztki swego spłowiałego nimbu przy pomocy sądów, policji, żandarmerii i sprzedajnej zgrai donosicieli, jak pisał Jarosław Haszek w "Przygodach dobrego wojaka Szwejka". Kuriozalnych i surrealistycznych orzeczeń i wyroków jest zresztą w III RP mnóstwo.

W zatrutym oparami politycznej poprawności i zwykłego debilizmu państwie zdarzyło się nawet ostatnio, że tzw. delegat ekipy leśnych dziadków, czyli PZPN, nakazał przed meczem II ligi zakleić bramkarzowi Pelikana Łowicz numer na koszulce i zarzucił mu "faszyzm", jako że numer 88 jest wykorzystywany przez neonazistów jako zaszyfrowane "heil Hitler" ("h" jest ósmą literą alfabetu). Tylko patrzeć, jak liczby 88 (i 18, czyli niby AH, "Adolf Hitler") zostaną objęte cenzurą. Nie wiem, co wtedy zrobi pokolenie roku '88 (sami naziści zapewne...), bo pokolenie roku '18 jest już w zasadzie na wymarciu. Bramkarz Sabela z "Pelikana" ma zaś przerąbane, bo urodził się ósmego sierpnia.

W surrealistycznym państwie, w którym przyszło nam żyć, kabarety podlizują się rządowi, a wyśmiewają opozycję; rządzą liberałowie, którzy na razie wykazali się podwyżkami podatków (ogłosiłem w Dzienniku Ustaw, że się będzie płaciło dwa razy wszystkie podatki, a trzy razy te, które rząd naznaczy później), sprzedażą-niesprzedażą stoczni nie wiadomo komu, opowiadaniem bajek (dalej będziemy mówili o małym systemiku, którym wymyślił na to, aby sprowadzać pogodę i odwracać deszcz). Politycy rządzącej partii robią jakieś mętne biznesy na cmentarzach, a elity wysyła się na ruskie klepisko zabytkowym samolotem made in USSR (Ubolewania godne jest, że stan naszych fynansów nie pozwala mieć wehikułu na naszą miarę...); dziennikarze, którzy nie liżą tyłka rządzącym piętnowani są jako nieobiektywni, a wazeliniarze uchodzą za wcielenie cnót (Pięknie nam pan to wyśpiewał Panie Smynter. - Ja wam zawsze wszystko wyśpiewam!); za medialne gwiazdy robią jacyś celebryci znani z tego, że są znani, albo z czytania prognozy pogody w TV; huczna inauguracja nowego gdańskiego stadionu odbędzie się w Warszawie (Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu); największym zagrożeniem demokracji są - poza opozycją - kibice piłkarscy i internetowe chamstwo (nie dotyczy bluzgania opozycji!) i tak dalej, i tak dalej...

Szkoda tylko, że nie widać nowego Alfreda Jarry, albo Stanisława Barei... A ponieważ następców nie widać - zacytuję wam na pocieszenie fragment końcowego dialogu z "Ubu króla". Nie ma w nim, co prawda, mowy o tym, iż rząd opracowuje procedury wyjścia z NATO, że Konstytucja 3-go Maja była druga w Europie, albo że Norwegia należy do UE, ale i tak jest zabawny...

Piła: A teraz nasz szlachetny statek rzuca się całą chyżością na posępne fale Morza Północnego.

Ubu: Morze złowrogie i niegościnne, które opływa kraj zwany Germanią, tak nazwany, ponieważ wszyscy mieszkańcy tego kraju są Germańce.

Ubica: Oto co nazywam erudycją.


_______________________________________________________________________________
Komentować może każdy, również niezalogowany. Debili wycinam, jeśli się nie polenię.
_______________________________________________________________________________